Historie niezwykłe,  Miejsca niezwykłe,  Portugalia

Portugalia na spontanie

Wiatr za oknem dziś prawdziwie portugalski, co przypomina mi pewną wyprawę… Portugalia.

Trzy lata temu, ni z tego ni z owego, postanowiłyśmy z moją kochaną przyjaciółką i wspólniczką: „Lecimy do Portugalii !”

Ot tak, z dnia na dzień, kupiłyśmy bilety, wynajęły samochód i ziuuu !!! Tak, tak drogie dzieci… dawno, dawno temu, jeszcze na początku marca 2020, można było po prostu wsiąść do samolotu i polecieć, gdzie dusza zapragnie…

*

Marzec owego roku w Portugalii był piękny. No, może trochę wietrzny.

Ta wyprawa jest dla mnie podwójnie pamiętna. Pierwszy z moją wspólniczką wyjazd nie-służbowy, który bardzo dobrze nam zrobił na wszystko i początek mojej samodzielnej eksploracji Portugalii. Wystarczy zacząć…

Plan – spontan

Plan, jak to zwykle u mnie w przypadku wyjazdów prywatnych, nakreślony „z grubsza” – Portugalia poza utartymi szlakami. Z naciskiem na Północ i most rzymski w Ponte de Lima. Edytka zaakceptowała fakt, że głównych atrakcji turystycznych Portugalii tym razem nie zobaczy.

I ruszyłyśmy z Valençy do Lizbony, klucząc tak, że natłukłyśmy ponad 1000 km w 4 dni. Skromny fiat brava okazał się bardzo dzielnym terenowym samochodem, który wyjąc bojowo pokonywał największe wzniesienia.

Valença

to miasto nad rzeką Minho, która stanowi tu granicę z Hiszpanią. Imponujący fort projektu Vaubana to właściwie dwie twierdze, które wspaniale prezentują się na wysokiej skarpie. Miasteczko jest urocze, a widoki z murów na dolinę Minho absolutnie warte wyprawy.

Sanktuarium Santa Luzia

Następnie dotarłyśmy do miasteczka Viana de Castelo, znanego z tradycyjnego folkloru i pięknych ozdób z filigranu. Naszym celem było Sanktuarium Santa Luzia.

Po wizycie w Parku Peneda-Geres, Ponte de Lima oraz stolicy Północy – mieście Porto ( o czym innym razem ), ruszyłyśmy na wybrzeże. Kolejnym pięknym zaskoczeniem było miasto kanałów – Aveiro, nazywane portugalską Wenecją.

Aveiro – Wenecja Portugalii

Buçaco

Ponieważ podróżowałyśmy bez ścisłego planu, więc zdarzały nam się sytuacje, kiedy jedna z nas krzyczała:”O! Tam jest pięknie! Tam pojedźmy!”. I tak trafiłyśmy do lasu-parku Mata Nacional do Buçaco.

A potem do Fatimy. Stamtąd zaś ruchem konika szachowego znów na wybrzeże 😉 Nazare ze spektakularnymi widokami z klifu, Sao Martinho do Porto z jego zadziwiajacą idealnie okrągłą laguną, półwysep Peniche sięgający daleko w ocean.

Atlantyk

Pałace Sintry

Aż wreszcie dotarłyśmy do magicznej Sintry. To niewielkie miasteczko urzeka swoją urodą, która wcale nie jest przereklamowana. Położone w niewysokich, ale spowitych mgłą tajemnicy Górach Sintra. Temperatura w lecie jest tu zawsze przyjemnie chłodniejsza niż w pobliskiej Lizbonie. Wszystko to stanowi o atrakcyjności Sintry, co docenili władcy Portugalii, ich dwór, arystokracja, a współcześnie turyści.

Nawet w pierwszych dniach marca trzeba było odstać dobrą chwilę w kolejce do wejścia do Palacio Pena. Albowiem to emblemat i jedna z wizytówek Portugalii. Ja nazywam pałac Pena „snem romantycznego Niemca”.

*

Nie pominęłyśmy najbardziej tajemniczego pałacu Sintry – Quinta de Regaleira. Miejsce mocy? Siedziba masonów, gdzie odbywały się tajemnicze obrzędy kolejnych stopni wtajemniczenia? Niewątpliwie bajkowe miejsce, ale w gotyckich klimatach E.A. Poe…

*

A na deser perełka w stylu neo-mudejar – pałacyk Monserate i jego barwne ogrody. Tak to był wyjątkowo piękny dzień, chociaż moje umiejętności jako kierowcy były wielokrotnie wystawiane na próbę na wąskich dojazdowych dróżkach, a włosy zjeżyły się, jak sądziłam, na stałe 🙂

Czasu na stolicę zabrakło

W Lizbonie swoje gościnne progi otworzyła przed nami Maja Maria Milewska ( Dziękuję i wspominam z łezką w oku ). Wspólnie udałyśmy się do absolutnie niesłusznie niedocenianego przez turystów pałacu Queluz.

*

To był absolutnie wspaniały czas. Pełny spontan, wolność, piękno dokoła. Na dodatek w dobrym towarzystwie i niesamowitych okolicznościach przyrody.

A do tego nieograniczone możliwości degustowania lokalnych przysmaków. Bez wyrzutów sumienia, bo na wyjeździe nie tuczy…

Post Scriptum

PS 1. Warto wspomnieć najbardziej ekstremalne przeżycie – wjazd samochodem ciasną, obstawioną źle zaparkowanymi pojazdami alejką do Palacio Pena i zaparkowanie bez strat własnych. Czułam się jak Kubica na rajdzie, z tym, iż ja nie rozbiłam samochodu.


PS 2. Ulubione zdjęcie – spontaniczny lunch z widokiem na Peniche. Bez powodu. Było fajnie i bez wina ( w drodze ).

PS 3. Nasz dzielny fiacik raz jeden odmówił współpracy, albowiem postanowił wypoczywać na plaży w Barra koło Aveiro… Chociaż to nie jego wina. Wjechałyśmy zbyt daleko i koła zabuksowały… Dwie paniusie z zakopanym samochodem na pustej plaży. Zapowiadało się nieciekawie, kiedy nagle nie wiadomo skąd pojawili się pomocnicy -wypychacze. Ruszyłyśmy dalej obiecując sobie, iż już nigdy w życiu….

***

Na koniec prośba:

Jeśli spodobał Ci się mój tekst będę wdzięczna za poświęcenie mi chwili uwagi:

  • Odezwij się proszę w komentarzu, to momencik, ale dla mnie to bardzo ważna wskazówka i motywacja.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest interesujący na tyle, iż warto się nim podzielić się z ze znajomymi – udostępniaj śmiało ! Dla mnie to ważny znak, że ktoś docenia moją pracę. 
  • Bądźmy w kontakcie, jestem na Facebooku / fanpage’u i tu, bowiem niemal codziennie dzielę się tam nowymi zdjęciami, inspiracjami, ciekawymi opowieściami zasłyszanymi podczas podróży. 

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *