
Lublin z legend i snów. Cz.1
Lublin rozsiadł się na siedmiu wzgórzach i czaruje turystów. Bezczelnie mami kolorami, epatuje nieco obdrapanymi zaułkami, oferując to, co jest obecnie w modzie – autentyczność.

Na wieży furgotał blaszany kogucik
na drugiej – zegar nucił.
Mur fal i chmur popękał
w złote okienka:
gwiazdy, lampy.
Lublin nad łąką przysiadł.
Sam był –
i cisza.
Dokoła
pagórów koła,
dymiąca czarnoziemu połać.
Mgły nad sadami czarnemi.
Znad łąki mgły.
Zamknęły się oczy ziemi
powiekami z mgły.
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
Józef Czechowicz „Poemat o mieście Lublinie”
.

.
Lublin nie rzuca na kolana, nie olśniewa rozmachem i spektakularnymi zabytkami. Przeciwnie, to miasto skrojone na miarę człowieka. Nie za duże, nie za małe. Nigdzie nie jest za daleko.

.
Lublin wyciąga do turysty przyjaźnie rękę i zaprasza: „Chodź, usiądź, napij się Perełki, a ja ci opowiem swoją historię”.
Ale przy całej swojej prostocie to miasto niebanalne. Ma niebezpieczny urok, który sprawia, że łatwo się w nim zapomnieć.
W Lublinie, co chwila widzisz ślady niegdysiejszego świata, zatrzymane w kamiennym bruku, napisie na murze. Dawne jest wciąż przywoływane i pieczołowicie odczytywane na nowo. Magia dawnego świata niefrasobliwie koegzystuje ze współczesnością i trwa obok tego, co realne, jak byt równoprawny… To współtrwanie starego i nowego jest znakiem rozpoznawczym Lublina.




Daj miastu chwilę, a opowie ci swoją historię żyjącą w murach, zaułkach, legendach.




Czas…
Nie patrz na zegarek, bo czas za chwilę zacznie płynąć inaczej. Mamy takie powiedzenie: „Wszędzie częstokroć mylą się zegarze, lecz te w Lublinie najpewniejsze łgarze”. Więc nie patrz na zegar, szczególnie ten na Bramie Krakowskiej, co zwykle chodzi źle. Ponoć to duch dawnego zegarmistrza, który nie wylewał za kołnierz, przestawia zegar na wieży do dziś.




.
Gotowi ? Spróbujmy utkać historię miasta Lublina, z dawnych opowieści. Przecież w każdej jest ziarenko prawdy… A mówią, że próżno szukać w Polsce drugiego miasta tak bogatego w niezwykłe opowieści.
.
Osada na wzgórzu Czwartek
Dawno, dawno, bardzo dawno temu, kiedy żyzne ziemie tej krainy porastały gęste lasy, na jednym ze wzgórz nad podmokłą doliną rzeki Bystrzycy osiedlili się ludzie, budując dość prymitywne, częściowo zagłębione w ziemi chaty (VI w). Osada rozwijała się pomyślnie, czego ślady znajdziemy dzisiaj w miejscowym Muzeum na Zamku, gdzie wyeksponowano znaleziska z pierwszej osady na wzgórzu zwanym Czwartek.
Zerknij proszę na film o dziale archeologii, gdzie zobrazowano tę osadę ( minuta 0.37).
Ziemia i puszcza karmiły mieszkańców, ale chyba i handel grał niebagatelną rolę, a może czasy były tak niespokojne, iż trzeba było swoje dobra dobrze ukryć? O tym świadczą skarby znajdowane w lubelskiej ziemi.

.
Żmij na Żmigrodzie
Nasi przodkowie żyli ówcześnie w mrokach pogaństwa, składając ofiary i wotywne figurki Żmijowi, który upodobał sobie jamę we wzgórzu nazywanym po dziś dzień Żmigrodem. W przeciwieństwie do krakowskiego kuzyna, ten okaz nie dręczył ludności. Zdaje się, że wręcz przeciwnie – opiekował się grodem, za co wdzięczni mieszkańcy zapewne dobrze go karmili, albowiem nie słychać, żeby gustował w miejscowych dziewicach czy stadach bydła. Ot, przedziwny jakiś smok. A i miejscowa ludność po dziś dzień pozostała wesoła, otwarta i gościnna. Chętnie nakarmi cię miejscowymi specjałami.


Czasy się zmieniły, religia także, losy smoka lubelskiego pozostają nieznane…
Sen Leszka Czarnego
Książę Mieszko nowego, jedynego Boga do Polski sprowadził a jego syn wiarę tę umacniał własną pięścią. Polska stała się królestwem. Szlaki handlowe ponownie się ożywiły. Stąd już niedaleko przecież do Grodów Czerwieńskich, na Ruś, a stamtąd do Waregów lub Greków.

*
W okresie wczesnopiastowskim wzniesiono na Czwartku kościół św. Mikołaja oraz drewnianą budowlę obronną na Wzgórzu Zamkowym, która w XII wieku zyskała funkcję kasztelanii. Gród rozwijał się pomyślnie. Na północy jednak czaił się wróg odwieczny… Jadźwingowie ( tak, tak, ci sami, którym zawdzięczamy sprowadzenie Krzyżaków do Polski ). Najeżdżali oni ziemie polskie aż po Lubelszczyznę.
Aż książę Leszek Czarny, rezydujący w Krakowie, stracił cierpliwość i postanowił się z nimi rozprawić. Kiedy dotarł do Lublina latem 1282 roku, po najeźdźcach nie zostało już ani śladu. Zbiegli z łupami do swojej ciemnej puszczy. Leszek patrzył w ślad za nimi i znużenie go ogarnęło. „Ot zdradzieccy łupieżcy na samą wieść o zbliżaniu się rycerstwa uciekli, nie warto już za nimi gonić” – z tą przyjemną myślą Leszek zasnął pod olbrzymim, szumiącym drzewem.
Ale sen, który go nawiedził przyjemny nie był – oto budzący grozę Archanioł Michał, stojący na czele hufców niebieskich, zstąpił do księcia, miecz mu wręczył z poleceniem, aby w pogoni nie ustawał, aż nieprzyjaciela zupełnie nie pogromi”. Obudził się Leszek zlany zimnym potem i nakazał czym prędzej gotować się do wymarszu. Wielki sukces odniósł, łupy zrabowane odzyskał, a na pamiątkę proroczego snu, polecił wznieść w tym miejscu kościół pod wezwaniem boskiego posłańca. Pień ściętego drzewa, pod którym śnił król, stał się podstawą ołtarza.

.
Fara, której nie ma
Fara lubelska p.w. Św. Michała Archanioła nie dotrwała do naszych czasów. Nie miała tyle szczęścia co paryska Notre-Dame i nie doczekała się swojego Violet-le-Duca, który ocaliłby jej skarby. Rozebrano ją w XIX wieku, ale wciąż widoczna jest w materii miasta. Fara, której nie ma, a jednak… Mówią o niej uliczki, jak ta Ku Farze, a także pieczołowicie odrestaurowane fundamenty świątyni na Placu Po Farze.



.
Miasto na siedmiu wzgórzach



Odwiedziliśmy już Czwartek, Żmigród, Wzgórze Staromiejskie, a tymczasem miasto zaczęło się rozrastać, obejmując także Grodzisko, Białkowską Górę, Wzgórze Zamkowe , Górkę Dominikańską. Cóż stołeczny Kraków, wobec średniowiecznego Lublina, który leży na siedmiu wzgórzach! Jak Rzym ! Co więcej, nasz historyk-bajkopisarz Kadłubek pisze, że nazwa miasta Lublina bierze się od imienia siostry Juliusza Cezara – Julii. A więc, klękajcie narody !

.
Jak Lublin stał się Lublinem…
Niestety, miejska legenda jest znacznie bardziej prozaiczna i trochę naciągana. Niechętnie, ale opowiem.
Mówi, że książę jakiś ze swoją drużyną zatrzymał się by napoić konie w Bystrzycy. Zobaczywszy rybaków, zapytał, co to za gród na wzgórzu za nimi.



Rybacy, widząc zbrojnych zamarli z przerażenia, nie mogąc wypowiedzieć żadnego słowa. A po chwili uspokojeni zaczęli się przekrzykiwać, a każdy inną nazwę wołał, bo też mieszkańcy nie mogli się zgodzić, jak nazywać swoje miasto. Książę postanowił, że owy gród przyjmie nazwę od ryby, która za chwilę zostanie wyłowiona z rzeki. Każdy z przejęciem patrzył, co też rybacy wyciągną z wody. Tymczasem, jak na złość, w sieci ukazały się dwie ryby. Jedną z nich był szczupak, drugą – lin. I na nowo wybuchła kłótnia. Książę, chcąc uciszyć tłum i rozwiązać spór, stwierdził, iż szczupak jest wilkiem rzecznym, więc nie jest to dobra nazwa dla grodu, gdzie mieszkają ludzie łagodni. „Zaraz, zaraz – mówił powtarzając w myślach – „szczupak lub lin? szczupak lub lin ? No skoro nie szczupak to zostaje lub-lin”.
*
Ot, trafił nam się książę-myśliciel 😉 Rozumiecie więc dlaczego wolę wersję Kadłubka.
Językoznawcy doszukują się zaś niejakiego Lubla, protoplasty mieszkańców grodu nad Bystrzycą. Gród Lubla to Lublin.
Cap zwany „Koziołkiem”
A jak to się stało, że Lublin nazywany jest „Kozim Grodem”?
Nie, nie od nadobnych jak młode kózki mieszczanek 😉 , ale od pewnej starej kozy, która wykarmiła całe miasto podczas najazdu Tatarów.
Otóż Lublin w owych czasach (XIII – XIV w.) był już ludny i zasobny, z potężną kasztelanią, ale wciąż nie otrzymał przywileju lokacyjnego. Panujący wówczas Władysław Łokietek, zajęty był tłumieniem buntu mieszczan krakowskich i sandomierskich. W końcu nadarzyła się okazja, albowiem książę szukał stronników, więc do Krakowa wysłano delegację posłów lubelskich. Łokietek przyjął ich bardzo życzliwie, a gdy wysłuchał opowieści o mieście, o najeździe Tatarów na Lublin i kozie-żywicielce, przyrzekł posłom przywilej lokacyjny.

Pozostało jedynie nadać herb nowemu miastu. I tu książę wraz z posłem dominikaninem uradzili, że w herbie powinna znaleźć się owa koza, na pamiątkę tatarskiego najazdu oraz winnica, bowiem te były bogactwem miasta ( ich ślad pozostał w nazwie dzielnicy Wieniawa, dawniej Winiawa).
Herb miał zaprojektować i namalować krakowski herbator Mikołaj. A, że był on znanym pijanicą, to i do roboty głowy nie miał. Kiedy lubelscy wysłannicy zgłosili się po odbiór dzieła, dostali szczelnie owinięty pakunek.

Gdy go w drodze rozpakowali, przerazili się, że sprowadzą hańbę na miasto – ujrzeli bowiem starego długowłosego capa, obżerającego się winogronami. Radość mieszczan z nadania praw miejskich była jednak tak wielka, że i starego capa udało się przekuć na sukces w postaci uroczego koziołka. Lublin jest kreatywny po dziś dzień 😉
.




Zamek, który nie jest zamkiem
Jak to nie jest zamkiem, zapytacie? A co widzimy na Wzgórzu Zamkowym ?


To nie zamek, kochani, to prezent od cara – więzienie…
Dzisiaj jest tu siedziba Muzeum Narodowego na Zamku w Lublinie. https://www.muzeumlubelskie.pl/


Znajdziecie w nim wiele ciekawostek z historii miasta i bezcenne eksponaty, jak choćby depozyt bursztynu z Basonii, jeden największych tego typu znalezisk ( film o dziale archeologii, minuta 6.05)., skarb monet arabskich odnalezionych na Czechowie, pochodzących z VIII w., cenne zegary kaflowe – wśród nich dzieło wileńskiego zegarmistrza Jakuba Gierkego z 1646 r. W Muzeum można zobaczyć obrazy Wyspiańskiego, Boznańskiej, Malczewskiego, Wojciecha Weissa, awangardowe prace Grupy Zamek i oczywiście obraz Jana Matejki upamiętniający zawarcie Unii Lubelskiej. Łącznie 168 tysięcy eksponatów, z czego na ekspozycji jest może jakieś 10 % 😉

Ale uwagę gości przykuwa przede wszystkim niezwykły stół, o którym piszę więcej w cz.2 opowieści o lubelskich legendach.
Są także smutne pamiątki ostatnich blisko 200 lat, kiedy gmach ten służył jako więzienie – carskie w okresie rozbiorów, kryminalno -polityczne w okresie międzywojennym, niemieckie w czasie Generalnej Guberni, NKWD i UB po wojnie. Tablice przy wejściu upamiętniają ofiary tego miejsca.


Donżon

Dawny zamek lubelski zniszczyły skutecznie najazdy szwedzkie i kozackie. Nie podniósł się już z ruiny. O jego istnieniu i randze przypomina tylko słynny donżon – wieża rezydencjalno-obronna, której mury mające w przyziemiu 4 m grubości, skutecznie oparły się dziejowym nawałnicom, najazdom i pożarom.

[ Dzięki uprzejmości mojej koleżanki, archeolożki, pracującej w Muzeum na Zamku, Marty Cyran, zapraszam na niebanalne zwiedzanie donżonu – Muzeum jest fajne ].
Wieża powstała już w I poł. XIII w., a pierwszy murowany zamek oraz mury miejskie zawdzięczamy królowi Kazimierzowi Wielkiemu, który Lubelszczyznę odwiedzał często i chętnie. Nie tylko w sprawach sercowych, o czym pisałam w artykule o pięknym Kazimierzu nad Wisłą. Kiedy 1341 roku w bitwie pod Lublinem pogromił Tatarów, zaraz też życzliwie zezwolił ma budowę murów miejskich.

Nie lubicie zakurzonych wnętrz muzealnych i martyrologii ? Nie zwalnia Was to jednak od wizyty w murach tej szacownej instytucji. Jednym z powodów, dla których warto wdrapać się po stromych, wysokich schodach, jest panorama starej i nowszej części Lublina z Donżonu. Drugim, znacznie ważniejszym…


Kaplica Św. Trójcy
Ten najpiękniejszy i najbardziej niezwykły zabytek Lublina zawdzięczamy królowi Władysławowi Jagielle. Lublin był pierwszym ważnym miastem Korony na trakcie prowadzącym z Litwy, a z czasem jak wiemy, stał się miastem unii polsko-litewskiej. Nie uprzedzajmy jednak wypadków 😉


Myślę, że Jagiełło miał słabość do Koziego Grodu. W czasie 48-letniego panowania gościł bowiem w Lublinie 35 razy. Tu właśnie w 1386 roku odbył się sejm walny, który zatwierdził jego wybór, jako męża Jadwigi, na pana i protektora Korony, czyli realnie na króla Polski. Może z tego powodu ofiarował miastu prezent, który jest do dziś jego ozdobą i magnesem dla turystów?
Dar króla Jagiełły dla miasta Lublina to freski w gotyckiej kaplicy Świętej Trójcy, wzniesionej w czasach rozbudowy kazimierzowskiej. W swoim kanonicznie gotyckim wnętrzu jest ozdobiona malowidłami w duchu sztuki bizantyjsko-ruskiej. Będąc w Lublinie nie można pominąć tego miejsca, gdzie Zachód spotkał się ze Wschodem, rodząc nową, zachwycającą jakość.
.




Więcej o zadziwiającej kaplicy, portrecie Jagiełły i wandalach z czasów Unii Lubelskiej w oddzielnym artykule – Lublin inspirujące miasto przenikania kultur.
Jak Krzyżacy w Lublinie kościół zbudowali
Dzień 15 lipca 1410 zapisał się bardzo wymownie w historii Polski, a dzięki mądrości króla Jagiełły i w historii Lublina. Oto w jednej z największych bitew średniowiecznej Europy, pod Grunwaldem, wojska polsko-litewskie odniosły zwycięstwo nad Krzyżakami. Radość Władysława Jagiełły była tak wielka, że postanowił wybudować kościół jako wotum wdzięczności. Wpadł na pomysł by jeńcy krzyżaccy, zamknięci w lochach na zamku, zamiast siedzieć bezczynnie, zrobili coś pożytecznego. Zaangażowano ich więc do budowy kościoła. Ponieważ wierzono, że to święta Brygida przewidziała upadek zakonu krzyżackiego, do wybudowanego kościoła zaproszono pobożne i mądre Brygidki. W XIX wieku w klasztorze przy kościele na krótko pojawił się również zakon Wizytek. Po dziś dzień, kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny Zwycięskiej nazywa się wymiennie pogrunwaldzkim, pobrygidkowskim czy powizytkowskim.

*
Dość już tego bajania. Czas zwilżyć gardło. A potem wyruszyć na Stare Miasto. Tam dopiero gęsto od legend 😉
Ciąg dalszy nastąpi… LUBLIN Z LEGEND I SNÓW. CZ.2. STARE MIASTO
Więcej o regionie: https://travelblog.sopol-lublin.pl/category/polska/
***
Na koniec prośba:
Jeśli spodobał Ci się mój tekst będę wdzięczna za poświęcenie mi chwili uwagi:
· Odezwij się proszę w komentarzu, to momencik, ale dla mnie to bardzo ważna wskazówka i motywacja.
· Jeśli uważasz, że wpis ten jest interesujący na tyle, że warto się nim podzielić się z ze znajomymi – udostępniaj śmiało ! Dla mnie to ważny znak, iż ktoś docenia moją pracę.
· Bądźmy w kontakcie, jestem na Facebooku / fanpage’u i tu, ponieważ codziennie dzielę się tam nowymi zdjęciami, inspiracjami, ciekawymi opowieściami zasłyszanymi podczas podróży.
Zobacz również

Wielki Piątek w Jerozolimie. Via Dolorosa
17 kwietnia, 2022
Chełm a sprawa Polska, czyli z Lublina na niezbyt daleki wschód
9 października, 2020
2 komentarze
Beata
Fantastycznie napisane! Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy 🙂
MCS
Dziękuję!!! Ciąg dalszy już wkrótce …