Prawdziwa historia Świętego Mikołaja
Czy współcześnie Święty Mikołaj to dla nas postać starszego mężczyzny z brodą w stroju biskupim, czyli jeden z najbardziej czczonych przez kościół katolicki i prawosławny świętych, czy raczej ten, który rozwozi dzieciom prezenty saniami ciągniętymi przez zaprzęg reniferów? Mimo destrukcyjnego wpływu popkultury na nasze postrzeganie świata a wcześniej jedynie słusznego przekazu w czasach komuny, w zasadzie wszyscy zdajemy sobie sprawę, że Św. Mikołaj nie pochodzi z Laponii. Nie jest grubym krasnalem w czerwonym kubraku, poruszającym się saniami ciągnionymi przez renifery. Jak to się stało, że z nobliwego biskupa, w średniowieczu drugiego najbardziej czczonego świętego obok Matki Bożej, stał się przerośniętym skrzatem na kontrakcie Coca-Coli? Jaka jest prawdziwa historia Świętego Mikołaja?
Gdzie szukać odpowiedzi na te pytania? Czy warto szukać, jeśli sam Kościół Katolicki współcześnie ( Sobór watykański II ) postawił istnienie Św. Mikołaja i kilku innych popularnych świętych, pod znakiem zapytania? Jednak ustalenia wysokiej komisji, złożonej z teologów i historyków, sobie, a wierni oczywiście nie pozwolili sobie tego niezwykle lubianego świętego orędownika odebrać. Wobec tego pytanie uważam za aktualne.
Zapraszam w podróż w czasie i przestrzeni, w poszukiwaniu prawdy o św. Mikołaju.
Za górami, za lasami, czyli w starożytnej Licji
Naszą podróż powinniśmy zacząć w miejscu urodzenia Mikołaja, czyli w krainie nazywanej przez starożytnych Licją w Azji Mniejszej.
Współcześnie stanowi ona część Turcji i być może znana jest polskim turystom jako Turcja Likijska. To piękne miejsce, gdzie strome zbocza gór Taurus opadają wprost ku lazurowym wodom Morza Śródziemnego, tworząc malownicze zatoki i laguny, z najbardziej znaną Olu Deniz, czyli „Martwym Morzem”.
Dziewicze piękno tego regionu nie zostało jeszcze całkowicie „zadeptane” przez wczasowiczów i dzięki temu piaszczyste plaże są nadal miejscem lęgowym majestatycznych, wymierających żółwi caretta-caretta.
*
Już w starożytności Licja uważana była za niezdobytą, tajemniczą i pełną legend krainę, nad którą opiekę sprawowała bogini Leto, matka boskich bliźniaków Apollina i Artemidy. Głównym sanktuarium bogini było Letoon, którego ruiny malowniczo tonące w płytkich wodach laguny możemy podziwiać przy wtórze kumkających żab.
Według mitu, to niegodziwi mieszkańcy Letoon, którzy w niegrzeczny sposób odmówili Letonie schronienia przed gniewem Hery, a ta w akcie zemsty zamieniła ich w żaby. Pisałam o tym we wcześniejszym wpisie o Delos, które związane było w starożytności z kultem Apollina i uważane za miejsce jego narodzin. Tymczasem miejscowa tradycja likijska wskazuje Patarę jako miejsce, gdzie Leto szczęśliwie powiła boskie bliźnięta.
Patara
Współczesna Patara, przyciąga turystów głównie piękną piaszczystą plażą, którą muszą dzielić z żółwiami carretta caretta ( to jedno z ich miejsc lęgowych ).
Niewielu pokusi się o porzucenie plaży, aby zwiedzić zadziwiająco rozległe ruiny starożytnego miasta. Według legendy jego nazwa pochodzi od założyciela – Patarosa, syna Apollina. W epoce klasycznej i później istniała tu ciesząca się sławą w świecie greckim, świątynia i wyrocznia Apollina. Miasto było otoczone murami obronnymi, a wśród dobrze zachowanych zabytków z czasów rzymskich wyróżnia się teatr, zbudowany za panowania Antoninusa Piusa, łuk triumfalny zarządcy Licji – Mettiusa Modestusa z I/II wieku n.e. a także ruiny term fundacji Wespazjana.
W tym właśnie portowym likijskim mieście w III wieku n.e. urodził się Mikołaj.
Dar od Boga
W Patarze żyło zamożne chrześcijańskie małżeństwo, które bardzo cierpiało z powodu braku potomka. Było to około roku 270, kiedy modlący się żarliwie małżonkowie zostali wysłuchani i obdarzeni synem, którego nazwali Mikołaj.
Od dzieciństwa towarzyszyły mu cudowne wydarzenia. Wychowany przez rodziców w tradycji chrześcijańskiej był młodzieńcem skromnym i głębokiej wiary. Dorastając wyrzekł się kobiet, rozrywek, polityki i handlu a poświęcił pobożności.
Rodzice Mikołaja zmarli podczas zarazy, zostawiając dorastającemu synowi pokaźny majątek. Mikołaj mógł więc do końca swoich dni wieść dostatnie, beztroskie życie, jednak wrażliwy na ludzką biedę, chciał dzielić z ubogimi. Za swoją hojność nie oczekiwał podziękowań, przeciwnie – często po kryjomu podrzucał biednym rodzinom podarki i cieszył się, patrząc na radość obdarowywanych.
Aż wreszcie rozdał cały majątek i postanowił poświęcić życie Bogu, zamykając się w klasztorze. Wkrótce wewnętrzny głos nakazał mu jednak wrócić między ludzi. Opuścił klasztor i udał się do stolicy Licji – Myry.
Biskup Myry
Właśnie wtedy chrześcijanie w Myrze opłakiwali zmarłego biskupa. Niełatwo im było wybrać godnego następcę. Pewnej nocy jednemu z dostojników kościelnych Bóg polecił we śnie wybrać człowieka, który jako pierwszy przyjdzie rano do kościoła. Człowiekiem tym okazał się nieznany nikomu Mikołaj. Ten zaskoczony, wzbraniał się przed objęciem wysokiej funkcji, ale wkrótce poddał się woli bożej.
Niestety, był to czas prześladowania chrześcijan. Biskup Mikołaj został uwięziony za czasów cesarzy Dioklecjana i Maksymiana. Ze względu na cierpienia świętego w więzieniu nadano mu tytuł bezkrwawego męczennika. Po latach spędzonych w lochu Mikołaj został uwolniony przez Konstantyna Wielkiego. Wkrótce miał się stać powiernikiem i przyjacielem cesarza.
*
Mikołaj wrócił do pełnienia posługi biskupiej ofiarnie i z całkowitym oddaniem. Głosił Słowo Boże wśród pogan z tak wielką gorliwością, iż pewnego dnia swoim ognistym kazaniem doprowadził lud do zburzenia słynnej świątyni Artemidy Eleuthera w Myrze.
Jako biskup, Mikołaj miał być jednym z ojców pierwszego soboru powszechnego – w Nicei w 325 roku. Święty bronił tam dogmatu o Trójcy Świętej, co było palącym problemem wczesnego chrześcijaństwa. Słynący z łagodności, ponoć w ferworze dyskusji teologicznej, miał uderzyć zwalczającego trynitaryzm Ariusza, uznając jego nauki za bluźnierstwo i obrazę.
Ariusz nie pozostał mu dłużny i biskup Mikołaj już do końca życia miał skrzywiony nos. Na dodatek za swój czyn miał, według apokryfu, trafić do więzienia, z którego uwolnili go w sposób cudowny Chrystus i Maryja.
Śmierć w nimbie świętości
Biskup Mikołaj dożył sędziwego wieku. W chwili śmierci miał ponad 70 lat ( większość ludzi umierała wtedy przed 30. rokiem życia). Nie wiemy dokładnie, kiedy zmarł, prawdopodobnie między 345 a 352 rokiem. Tradycja zachowała dokładnie tylko dzień i miesiąc tego zdarzenia – 6 grudnia.
Podobno w chwili śmierci świętego biskupa ukazały się anioły, rozbrzmiały chóry anielskie a jego ciało otoczył cudowny, słodki zapach. Mikołaj został uroczyście pochowany w krypcie kościoła w Myrze.
Cuda
Już za życia biskupa opowiadano o jego niezwykłej pobożności, dobroci i licznych cudach, które działy się za jego wstawiennictwem. Średniowieczni autorzy żywotów świętych, przez stulecia, dodatkowo wypełnili jego życiorys licznymi legendami.
Mikołaj miał więc od razu objawić swą świętość, bo w dni postne ssał pierś matki tylko raz dziennie. Potem w cudowny sposób wydostał się z więzienia, pojawiał się nad wzburzonym morzem, by uśmierzyć sztormy i ratować żeglarzy, mnożył zboże dla głodnych, wstrząsał sumieniem złodziei, nawracał pogan, wskrzeszał i oddawał rodzicom tragicznie zmarłe dzieci.
Oto najbardziej znane cudowne zdarzenia przypisywane św. Mikołajowi Cudotwórcy:
Stratelatis, czyli sen cesarza Konstantyna
Najstarsza legenda związana ze świętym Mikołajem pochodzi z połowy VI wieku. Stratelatis („Oficerowie”), to krótka opowieść o uratowaniu skazanych na śmierć żołnierzy.
W prowincjach należących do imperium rzymskiego bunty przeciwko władzy cesarza tłumiono z wielką surowością. Zdławienie jednego z nich cesarz Konstantyn powierzył trzem namiestnikom. W drodze do zbuntowanej prowincji, statki cesarskich wysłanników zatrzymały się w Myrze, by poczekać na sprzyjający wiatr. Tu przyjął ich biskup Mikołaj. Poznawszy cel wyprawy, prosił ich gorąco, by swe zadanie wypełnili unikając rozlewu krwi. O dziwo, namiestnicy przychylili się do próśb duchownego.
Tymczasem niestety, znudzeni żołnierze, którzy dłuższy już czas oczekiwali w Andriake, porcie niedaleko Myry, splądrowali miasto. Po opanowaniu zamieszek, lokalny prefekt Eustachios skazał za gwałty trzech niewinnych żołnierzy na śmierć. W ostatniej chwili miecz katowski powstrzymał
Mikołaj, który w płomiennej mowie wykazał niewinność skazanych, a co więcej skłonił winnych do skruchy.
*
Wyprawa namiestników zakończyła się sukcesem, co wzbudziło zawiść na cesarskim dworze. Gdy oddziały po zwycięskiej kampanii powróciły do Konstantynopola, dowódcy – Nepotianos, Ursos i Herpylion – zostali fałszywie oskarżeni przez prefekta Ablabiosa o nadużycia. Cesarz Konstantyn dał wiarę prefektowi i skazał ich na śmierć.
W nocy przed egzekucją, oficerowie wspomnieli biskupa Mikołaja z Myry i błagali go w modlitwach o pomoc.
Jeszcze tej samej nocy zdarzyły się dwie dziwne rzeczy. Cesarz Konstantyn miał sen, w którym ukazał mu się św. Mikołaj nawołujący do uwolnienia trzech niesłusznie oskarżonych więźniów i grożący cesarzowi rychłą śmiercią w mającej nadejść wojnie, jeśli nie spełni jego polecenia. Podobny sen nawiedził też cesarskiego prefekta, który rzucił fałszywe oskarżenie na namiestników. Rano cesarz i prefekt spotkali się i w trakcie rozmowy okazało się, że obaj mieli te same nocne widzenia. Zaraz po tej rozmowie Konstantyn polecił zwrócić namiestnikom wolność i wysłał do Myry z bogatymi darami.
Trzy córki, czyli dlaczego dajemy sobie prezenty 6 grudnia
Młody Mikołaj, jeszcze przed wyborem na biskupa, cierpiał z powodu chciwego i bogatego sąsiada, który drwił z jego pobożności. I oto zdarzyło się, że Bóg pokarał sąsiada utratą majątku aż popadł on w skrajną biedę. Gdy nie miał już z czego utrzymać rodziny, postanowił sprzedać swoje trzy córki do domu publicznego, ponieważ nikt nie chciał ich poślubić bez stosownego posagu.
Mikołaj, po długich rozważaniach tekstów Pisma Świętego i modlitwie, postanowił uratować cnotę dziewcząt. Trzykrotnie, pod osłoną nocy, wrzucał przez okno pieniądze ( lub jak pokazują niektóre przedstawienia – złote jabłka ) przeznaczone na posag dla każdej kolejnej córki.
Sąsiad uszczęśliwiony wyprawił już dwa wesela, ale koniecznie chciał dowiedzieć się, skąd pochodzi ta pomoc. Czuwał więc całą noc i ze zdumieniem odkrył, że to pogardzany przez niego Mikołaj wrzuca po raz trzeci pieniądze przez okno. Zawstydził się swojej małości i podłości, postanowił pod wpływem Mikołaja odmienić swoje życie, ratując duszę.
.
Żeglarze i cudowne nawrócenie
Św. Mikołaj od wieków jest patronem marynarzy, żeglarzy i rybaków. Dlaczego wyruszający w morze polecają się opiece Św. Mikołaja wyjaśnia nam oczywiście legenda.
Opowiada o żeglarzach, którzy podczas sztormu, gdy ich statek zaczął tonąć, wzywali pomocy Mikołaja. Ludzie ci, jak to marynarze nie stanowili wzoru cnót i raczej rzadko w swoim życiu pamiętali o modlitwie. Biskup Myry jednakże, w cudowny sposób pojawił się na statku, wydobył go z topieli, nakazał uciszyć się wiatrowi, a potem zniknął.
Kiedy żeglarze dopłynęli do portu, dotarli do kościoła w Myrze i zaczęli głośno dziękować biskupowi Mikołajowi. Ten jednak nakazał im milczenie i powiedział, by wdzięczność okazali raczej Bogu, bo to głęboka wiara w Niego uratowała im życie.
Cudowne rozmnożenie ziarna
Pewnego roku Licję nawiedził wielki głód. Kiedy mieszkańców Myry opuściła już wszelka nadzieja, biskup Mikołaj wziął sprawy w swoje ręce … Ukazał się we śnie dowódcy flotylli statków, płynących z Aleksandrii do Konstantynopola i skłonił go do zawinięcia do portu w Andriake. Likijczycy patrzyli na statki wypełnione zbożem z wielką nadzieją. Niestety, zboże wieziono do spichlerzy cesarskich, więc kapitan nie chciał nawet słyszeć o odstąpieniu części ziarna głodującej ludności.
I tutaj znowu wkroczył biskup Mikołaj. Poprosił żeglarzy, by odstąpili myreńczykom bodaj 3 korce (czyli ok. 300 kg) pszenicy z każdego statku. Obiecał, w imię Boże, że gdy flotylla dopłynie do celu, zboża będzie tyle samo, co na początku podróży. Wielka moc musiało mieć słowo biskupa Mikołaja, skoro żeglarze uwierzyli w tak niezwykłe obietnice. I rzeczywiście, gdy cesarscy poborcy odbierali zboże, jego waga była dokładnie taka sama jak w momencie załadowywania statków w Aleksandrii.
I wiele, wiele innych
Pewna matka zostawiła małe dziecko, (czy też trójkę) aby pobiec do kościoła i sprawdzić pogłoskę, że Mikołaj został wybrany biskupem. Gdy powróciła do domu, znalazła poparzone dziecko, które za blisko podeszło do paleniska. Zrozpaczona przyniosła je do Mikołaja. Ten pobłogosławił dziecko, które od razu wyzdrowiało.
Mikołaj wstawił się też za trzema niesłusznie skazanymi mieszczanami. Wyrwał katowi miecz i zażądał od sędziego, by wyjaśnił przyczynę, wydania wyroku śmierci. Sędzia, dygocząc, padł na kolana, wyznał swoją winę i błagał jednocześnie, by nie informować o tej sprawie cesarza.
A także wiele, wiele innych cudownych zdarzeń …
Demre, czyli Myra
Zatrzymajmy się na chwilę w Myrze. Dzisiejsze Derme, jest niewielkim, trochę sennym prowincjonalnym tureckim miasteczkiem, w którego panoramie dominują smukłe minarety meczetów, a wokół, na żyznych ziemiach rozciągają się szklarnie. Derme wśród innych wyróżnia to, że oprócz obowiązkowego pomnika Ojca Narodu – Atatürka, jest tu drugi, nie mniej ważny – chrześcijańskiego św. Mikołaja, zwanego przez Turków Noel Baba.
W sezonie turystycznym, kiedy przybywają tu pielgrzymi, szczególnie licznie prawosławni, miasteczko ożywa, a muzułmańscy sprzedawcy oferują w swoich sklepikach przede wszystkim ikony świętego i inne chrześcijańskie dewocjonalia…
A jaka była Myra przed Mikołajem?
Miasto nie zawsze było tak ciche i senne. Jego historia sięga co najmniej od V wieku p.n.e., o czym świadczą odnalezione tu monety. Myra była jednym z najważniejszych miast Licji, tworząc wraz z pięcioma innymi ( Ksantos, Tlos, Pinara, Patara i Olympos ) Unię Licyjską. W 88 p.n.e. przebywał tutaj na wygnaniu Ptolemeusz X Aleksander I, organizując armię w celu odzyskania tronu Egiptu. W czasach rzymskich miasto zostało stolicą prowincji.
Święty Paweł zatrzymał się tutaj na krótko około 60 n.e. eskortowany do Rzymu. Cesarz Hadrian odwiedził Myrę w 131 n.e. i wybudował w Adriace wielki spichlerz, złożony z 8 pomieszczeń i ozdobiony portretami cesarza i jego żony. W czasach chrześcijańskich cesarz bizantyjski Teodozjusz II uczynił Myrę stolicą eparchii Licji.
Liczne klęski, które dotknęły miasto, w tym powodzie, trzęsienia ziemi, później najazdy Arabów i Seldżuków spowodowały opuszczenie miasta w końcu XI wieku. Mimo upadku, zabytki czasów świetności mogą zaskoczyć. Pozostałości starożytnej Myry znajdują się około 1,5 km na północ od zabudowań współczesnego miasta Demre.
Ruiny starożytnej Myry
Nad starożytnymi ruinami wznosi się strome skalne zbocze, które z daleka przypomina plaster miodu. Kiedy podejdziemy bliżej zorientujemy się, że to grobowce wykute w skale, z fasadami naśladującymi architekturę świątynną.
Trudno dziś dociec powodów dla, których Licyjczycy swoje groby umieszczali na ścianach wysokich zboczy. Jedna z ciekawszych hipotez mówi, że wierzyli oni, iż po śmierci ich dusza jest przenoszona do świata pozaziemskiego przez demona w postaci ptaka.
Oprócz najsłynniejszych i najbardziej charakterystycznych, przypominających domy, grobowców wykutych w skałach, Licyjczycy chowali zmarłych w rzeźbionych sarkofagach a także grobowcach filarowych.
Na dawnym akropolu przetrwał mur obronny i tron skalny z okresu licyjskiego, zaś u podnóża akropolu zobaczymy imponujący rozmiarami teatr z okresu rzymskiego, uważany za największy w Licji.
W czasach starożytnych w mieście znajdowała się świątynia Artemidy Eleuthera, której budynek był największym i najwspanialszym w całym mieście. Świątynia posiadała liczne ogrody, wewnętrzny dziedziniec otoczony kolumnadą, ołtarz i posąg bogini. Świątynia ta została zburzona na polecenie św. Mikołaja, ówczesnego biskupa Myry, walczącego gorliwie z kultami pogańskimi w Licji.
Chrześcijańska Myra
Tutejsza bazylika, kryjąca grób świętego biskupa Myry, cel pielgrzymek wiernych od momentu jego śmierci, była wielokrotnie niszczona i wielokrotnie odbudowywana. Ostatnio w XIX wieku, dzięki hojnym dotacjom cara Rosji Mikołaja I.
Pod kościołem odkryto natomiast mury kościoła z IV wieku z kryptą grobową.
Dzisiaj bazylika pod wezwaniem Świętego Mikołaja to zakonserwowana ruina.
Nadal jednak można podziwiać bizantyjskie freski na ścianach i mozaikowe posadzki.
Wierni kierują się jednak przede wszystkim ku bocznej nawie, gdzie znajduje się uszkodzony średniowieczny sarkofag. Zgodnie z tradycją, w nim pierwotnie spoczywały szczątki świętego.
Translacja, czyli wędrówka świętego Mikołaja po śmierci
Spoczywały?! Ano tak, widząc rozbity sarkofag, nie mamy wątpliwości, że relikwii św. Mikołaja tam nie ma. Kto je zabrał? Zanim zaczniemy pomstować na przebrzydłych Turków, którzy nota bene, owszem, zniszczyli piękną „carską” bazylikę z 1862 roku, wiedzmy, że kiedy Turcy przybyli w te strony, św. Mikołaja już tu nie było. Cudotwórca ewakuował się nieco wcześniej 😉
Taka jest prawda o Św. Mikołaju … Ciąg dalszy nastąpi…
***
Mikołaj z Laponii
A co w takim razie z Mikołajem, który przynosi dzieciom na całym świecie prezenty, porusza się po niebie saniami ciągnionymi przez renifery z czerwonymi noskami, tym który mieszka na biegunie północnym w Laponii?
W 1927 roku Markus Rautio, fiński dziennikarz, w programie radiowym dla dzieci ogłosił, że kwatera Joulupukkiego, czyli fińskiego odpowiednika Mikołaja ( Joulupukki znaczy „kozioł bożonarodzeniowy”), znajduje się właśnie w Laponii na górze Korvatunturi (dosł. Góra-Ucho ). Magiczna moc góry pozwala Mikołajowi słyszeć o wszystkich dobrych i złych uczynkach dzieci na całym świecie.
Co ciekawsze, Korvatunturi znajduje się obecnie na granicy Finlandii i Rosji. W 1940 roku, po wojnie zimowej, kiedy granica kilkakrotnie była przesuwana, Mikołaja „ewakuowano” do Rovaniemi, gdzie obecnie mieści się jego wioska – lokalna atrakcja turystyczna.
El Olentzero
Jeśli myślicie, że Santa Claus to najdziwniejsza metamorfoza świętobliwego biskupa cudotwórcy, to zakładam, że nie słyszeliście o El Olentzero? Pochodzi z pięknego Kraju Basków, gdzie nic nie jest oczywiste – mieszkańcy mają geny odmienne od reszty Europejczyków, język euskara nie ma analogii w żadnym z języków europejskich, więc dlaczego odpowiednik Św. Mikołaja miałby być podobny do wersji standardowej ?
Postać związana z baskijską tradycją bożonarodzeniową nazywana jest Olentzero (wym. „olenczero”), również Olentzaro lub Olantzaro), co może znaczyć dobry czas, od baskijskich słów onen (dobre) i zaro (czas).
Przedstawiany jest jako grubszawy jegomość, w obszarpanym ubraniu, z twarzą i rękami ubrudzonymi węglem. Jak na chłopa baskijskiego przystało, nosi baskijski beret, strój wieśniaka i buty abarketa. Często widuje się go również z fajką. Jest człowiekiem prostym, poczciwym, nieco rubasznym, nie stroni od alkoholu i smacznego jedzenia. Ot! Typowy Bask 🙂 Na co dzień zamieszkuje samotnie baskijskie góry, gdzie zajmuje się wypalaniem węgla drzewnego. W wigilię Bożego Narodzenia schodzi w doliny i przynosi prezenty małym Baskijczykom.
Najpopularniejsza hipoteza pochodzenia Olentzero mówi, że istniał on już w czasach przedchrześcijańskich i związany był z obchodami przesilenia zimowego. Wraz z nastaniem chrześcijaństwa na ziemiach Basków, Olentzero został zaadaptowany do nowych wierzeń jako postać zwiastująca narodzenie Chrystusa. Pierwsza wzmianka o tej postaci pojawiła się już na początku XVI wieku i nawiązywała do obchodów Bożego Narodzenia pod nazwą Onentzaro (dobry czas).
Zwyczajowo, 24 grudnia dzieci noszą jego kukłę na ulicach, jednocześnie zbierając słodycze i śpiewając kolędy.
Nie zawsze jednak zbliżanie się Olentzero zwiastowało radość. Niegdyś mówiono, jakoby miał obcinać dzieciom głowy lub porywać je do morza… Nic dziwnego, że niektórzy po zabawie wolą kukłę spalić.
Ech, ci Baskowie , co za pogodny naród 😉
***
Więcej ciekawostek z żywotów świętych w zakładce Święci
***
Na koniec prośba:
Jeśli spodobał Ci się mój tekst będę wdzięczna za poświęcenie mi chwili uwagi:
- Odezwij się proszę w komentarzu, to momencik, a dla mnie to bardzo ważna wskazówka i motywacja.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest interesujący na tyle, że warto się nim podzielić się z ze znajomymi – udostępniaj śmiało ! Dla mnie to ważny znak, że ktoś docenia moją pracę.
Bądźmy w kontakcie, jestem na Facebooku / fanpage’u i tu. Codziennie dzielę się tam nowymi zdjęciami, inspiracjami, ciekawymi opowieściami zasłyszanymi podczas podróży.
4 komentarze
Marta
Jaką Ty masz wiedzę Kochana
Super opowieść Mikołajkowa
Wielkie Dzięki
Kiedy mogę to czytam Twoje posty
Czuje jakbym uczestniczyła nadal na Twoich wycieczkach i blisko Ciebie
MCS
Miałam szczęście odwiedzić Św. Mikołaja w Myrze w ubiegłym roku. Była to jedna z moich ostatnich podróży. Jak prezent od Świętego. To utwierdza mnie w przekonaniu, że warto podróżować, a nie warto odkładać niczego na później…
Aneta
Jak zwykle cudowna opowieść. Niby znana, a jednak wiele szczegółów od nowa pozwoliło spojrzeć na postać Mikołaja. Domyślam się ciągu dalszego opowieści o relikwiach Świętego, ale już z niecierpliwością czekam na ubranie tej historii w słowa mojej ulubionej blogerki :).
MCS
Dziękuję serdecznie, jak zwykle wysoko stawiasz poprzeczkę. Muszę się starać, żeby było jeszcze ciekawiej. Na szczęście żywoty świętych, jak się okazuje, dostarczają pasjonującego materiału …