Hiszpańskie filmy z wielką historią w tle
Pierwszy film hiszpański zrealizowano w 1896 roku. Byli „Ludzie wychodzący z południowej mszy w katedrze Matki Bożej z Pilar w Saragossie, krótkometrażowy obraz, zrealizowany przez Eduardo Jimeno. Od tego czasu naturalnie wiele się zmieniło … Któż nie słyszał takich nazwisk, jak Carlos Saura czy Luis Buñuel. Jednak początek międzynarodowej popularności filmy hiszpańskie zawdzięczają takim reżyserom jak Pedro Almodóvar i Alejandro Amenábar. Dzięki nim, sukces w Hollywood mogli odnieść hiszpańscy aktorzy – Antonio Banderas, Penélope Cruz czy Javier Bardem. Obecnie domeną młodego pokolenia reżyserów urodzonych w Hiszpanii są świetne filmy grozy oraz komedie. Ja tymczasem chciałam zaprosić do przeglądu zupełnie innego repertuaru – nowe-stare (pandemiczne ) hiszpańskie filmy z wielką historią w tle.
„Póki trwa wojna” ( „Mientras dura la guerra” ) Alejandro Amenábara
Dla mnie film mógłby nosić tytuł „Upadek profesora Unamuny”. Film na temat wewnętrznej niezgody na otaczającą nas rzeczywistość i buntu, który przyszedł jednak za późno.
Obraz ukazał się w 2019 roku, więc sporo wody upłynęło zanim się z nim zmierzyłam. Świadomie odkładałam tę chwilę znając temat – rok 1936, początek wojny domowej i dojście do władzy generała Franco. Konfrontacja z tematem hiszpańskiej wojny domowej w wykonaniu Hiszpanów jest zawsze bolesna. Ten rachunek krzywd nie został jeszcze zamknięty i każdy kolejny głos w tej sprawie jest jak wiwisekcja z wyciąganiem flaków na wierzch. To musi boleć.
Tymczasem film sam przyszedł do mnie podczas poszukiwań czegoś zupełnie innego w Internecie i absolutnie mnie zachwycił na kilku poziomach. Ten pierwszy – wizualny – jest oczywisty. Scenerię dla większości ujęć stanowi Salamanka. Widzimy piękny Plaza Mayor, uliczki „Złotego Miasta” i imponujące wnętrza uniwersytetu. A wokół surowy, wysuszony krajobraz Starej Kastylii. Drugim powodem zachwytu była dojrzała ascetyczna gra aktorska.
*
Mamy tu dwie płaszczyzny i dwie główne postaci. Profesora Miguela de Unamuna, w którego wcielił się chyba najbardziej znany baskijski aktor Karra Elejalde ( burkliwy Koldo z „Hiszpańskiego temperamentu” i „Jak zostać katalończykiem”, które kiedyś polecałam) oraz generała Francisco Franco Bahamonde, wspaniale zagranego przez mało znanego Santiego Prego (dostał nawet nominację do nagrody Goi dla najlepszego debiutanta).
Profesor Unamuna
Przyznaję, że o głównym bohaterze – Miguelu de Unamuna nie wiedziałam wcześniej zbyt wiele. To wybitny hiszpański poeta, filozof i językoznawca, rektor uniwersytetu w Salamance.
W 1936 roku jest już w podeszłym wieku ( 72 lata) i stanowi niekwestionowany autorytet intelektualny dla całych pokoleń Hiszpanów, mimo, że słynął ze zmieniających się poglądów. Był krytykiem skostniałej monarchii i zwolennikiem liberalizmu, potem jedną z ikon Drugiej Republiki, następnie krytykiem anarchii, rewanżyzmu i brutalnego antyklerykalizmu. W początkowej fazie powstawania faszystowskiej Hiszpanii zbliżył się do prawicowej opozycji, mówiąc: „W tym momencie jednak, absolutnie kluczowym jest, by porządek został przywrócony”.
Aż wreszcie Unamuno stał się, nie do końca z własnej woli, jednym z głównych ideologów przyszłego reżimu, jako autor spopularyzowanego przez propagandę frankistowską hasła „obrony wartości chrześcijańskiej cywilizacji zachodniej”.
*
Unamuno tymczasem chciał po prostu stać z boku, mówił o sobie „Nie jestem ani faszystą, ani bolszewikiem. Jestem sam”. Można powiedzieć, że Unamuno był wzorcem inteligenckiego symetrysty, osobą, która w czasie dzisiejszych protestów mówiłaby: „mają prawo protestować, ale po co niszczyć pomniki …” czy „… ale po co tak przeklinają”.
W ostatnich scenach widzimy, jak ten starszy człowiek, próbuje wywikłać się z aliansu z nowym reżimem. Próbuje obronić swoje dobre imię, wystąpić w obronie wartości, jakie reprezentował całe życie i jak załamuje się rozumiejąc, że przegrał. Tam, gdzie wojna toczy się o pryncypia, milczenie, stawanie po stronie tych, którzy mają po swojej stronie brutalną siłę, to plamienie sobie rąk krwią. Krwią przyjaciół.
Generał Francisco Franco
Drugą postacią w tym filmie jest generał Francisco Franco Bahamonde. Obserwujemy jego drogę z dowodzenia w Maroku po tytuł Generallissimusa.
.
Widzimy jak przybywa do Hiszpanii, bez planu, bez pomysłu na siebie, pchany jedynie żądzą władzy. Powoli dojrzewa i zaczyna budować swoją legendę, a inspirację znajduje w słowach Unamuny o konieczności ratowania zachodniej cywilizacji chrześcijańskiej. Mnie zafascynowała ta twarz bez żadnych ludzkich uczuć, ściszony, niewyraźny głos, upór i rodzaj bezwzględnego sprytu, który stał się przysłowiowy. „Franquito el cuquito”, jak o nim powiedział jedyny z rady generałów, który rozumiał zniknięcie słów „dopóki trwa wojna” z dokumentu przekazującego władzę generałowi Franco. Trwała więc do 1975 roku.
No i jest jeszcze genialny ( i bynajmniej nie ascetyczny) Eduard Fernández, jako generał José Millán-Astray, zwany „sławetnym inwalidą” przez brak oka i jednej ręki. To główny propagandzista reżimu i autor hasła „¡Viva la Muerte!”.
*
Świetny film o tym, że trzeba bronić wartości, w które się wierzy, czyli zawsze aktualny. I w Hiszpanii i w Polsce dzisiaj. Naprawdę polecam.
Film otrzymał 5 Nagród Goya 2020 w kategoriach: najlepszy aktor drugoplanowy (Eduard Fernández), scenografia, kierownictwo produkcji, charakteryzacja i fryzury, kostiumy.
Kogo zainteresował upadek profesora Unamuny – ciekawą recenzję filmu znajdziecie tu: http://pelnasala.pl/poki-trwa-wojna/
.
Palmy na śniegu (Palmeras en la nieve ), Netflix, 2015
To obraz, który doskonale wpisuje się w konwencje „filmy z wielką historią w tle”. Mamy tu wielką miłość i historię, która miażdży bohaterów. Mamy wspaniałe plenery, piękne zdjęcia i wolno rozwijającą się, ale wciągającą akcję. Nie jest to epopeja na miarę „Przeminęło z wiatrem” czy „Pożegnania z Afryką”, ale to nie prawda, że tego typu kino zarezerwowane jest dla Hollywood. Hiszpanie także potrafią. I to nieźle.
.
Clarence (Adriana Ugarte) przypadkowo znajduje zapomniany przez lata list. Jego treść sprawia, że opuszcza rodzinną dolinę w regionie Huesca i rusza do Gwinei Równikowej, gdzie jej dziadek Anton, ojciec, Jacobo (Alain Hernández) oraz wujek, Kilian (Mario Casas), spędzili znaczną część młodości. Piękna, ale i niebezpieczna wyspa odkrywa przed Clarence sekret historii zakazanej miłości, której konsekwencje sięgają teraźniejszości.
*
Lata 50-te XX wieku, Gwinea Równikowa jeszcze jako hiszpańska kolonia. Eksploatowana bezlitośnie jako źródło łatwego i szybkiego wzbogacenia się na handlu cenionym na całym świecie kakao i drewnem egzotycznych afrykańskich gatunków drzew. Tą drogą podąża rodzina Rabaltue, zamieszkująca od wieków trudno dostępną dolinę w aragońskich Pirenejach, w prowincji Huesca.
Nadchodzi czas aby młodszy syn, Kilian dołączył do ojca i brata, pracujących na plantacji zwanej Sampaka na odległej, nieznanej i zmysłowo egzotycznej wyspie Fernando Poo. Wrażliwy i ciekawy świata Kilian odkrywa tu kolonialną swobodę obyczajów, obcą szarej i sztywnej frankistowskiej Hiszpanii. Styka się z różnymi postawami białych kolonizatorów.
.
Są tu zarówno brutalni wyzyskiwacze, którzy bez oporów eksploatują bogactwo tej ziemi rękami miejscowych niewolników, pełni buty i przekonania o wyższości „cywilizacji białych”. Są ci, którzy uważają, że Hiszpanie to goście na gwinejskiej ziemi. Niczego tak naprawdę o niej nie wiedzą, choć czują się jej panami. Wrażliwi na piękno tej ziemi i ludzkie nieszczęście, nie depczą godności jej mieszkańców, chcąc poznać miejscową kulturę. Zbliżyć się do obcego świata, nad jakim nie można panować tylko dlatego, iż jest się białym. Są wreszcie ci Hiszpanie, którzy tu się urodzili i wychowali, dla których Fernando Poo jest ojczyzną i całym życiem.
*
Do pierwszych należy brat Kiliana – Jacopo, który lekko traktuje życie i chętnie korzysta z wszelkich rozrywek białych kolonizatorów, w tym alkoholu i miejscowych kobiet. Jest impulsywnym lekkoduchem o rasistowskich przekonaniach. Fernando Poo to miejsce, które można wykorzystać. Żyć pełną piersią tak, by brać z życia to, na co nie pozwalano w Hiszpanii.
Drugim jest jego ojciec, od lat zatrudniony na plantacji, któremu udało zbliżyć się miejscowej ludności, na tyle by poznać ich język i kulturę z unikalnymi wierzeniami. Wsiąkł w tę ziemię na tyle, że przestał wracać do domu w zaśnieżonej Hiszpanii. Zdecydował, że chce zostać pochowany w przybranej ojczyźnie.
.
Jaką drogę obierze Kilian, różny przecież od brata w swej uważności, karności i obowiązkowości?
Przez 20 lat wyspa będzie świadkiem jego dojrzewania oraz ogromnego bólu i straty. Ciężko pracując na plantacji, uczy się, co łączy i dzieli europejskich przybyszów i autochtonów. Zagłębia się w życie tubylców, chce poznać ich kulturę, wierzenia. Poznaje przyjaźń, nienawiść, miłość i namiętność. To zakazane uczucie do miejscowej kobiety, wpisane w skomplikowany kontekst społeczny i historyczny ruchu wyzwolenia afrykańskich kolonii, na zawsze zmieni jego życie. Stanie się źródłem sekretu, który sięgnie daleko w przyszłość.
*
„Gdzie walczą słonie, tam cierpi trawa” głosi przysłowie ludu Bubi. Wątek wojny kolonialnej został potraktowany co prawda bardzo marginalnie, aby nie burzyć scenami pełnymi okrucieństwa, obrazu sielskiej wyspy. Ale wiemy, że zmiany są nieodwracalne, powstaje Gwinea Równikowa, w której nie ma miejsca dla Hiszpanów. Wyjedź lub giń! Uczucia miłości – i tej romantycznej między kobietą i mężczyzną pochodzących z różnych kultur, jak i tej do miejsca urodzenia, „małej ojczyzny” – zostają zdeptane jak trawa przez walczące słonie.
Mamy rok 2003. Umiera Jacopo. Clarence, jego córka i bratanica Kiliana, ciekawa ich przeszłości, zagłębia się w trudne, dawno minione sprawy. Stopniowo odkrywa dramatyczną historię wuja i ojca oraz związki łączące ją z wyspą. „Co krew podzieliła, to krew połączy” mówi do Clarence jeden ze świadków tamtych zdarzeń. Kobieta czuje dziwną determinację by wyjaśnić rodzinną tajemnicę, nie zdając sobie sprawy jak bolesna jest prawda.
*
Owszem, autorzy interpretując powieść Luz Gabás, poszli za daleko, próbując ją na siłę uwspółcześnić. W rezultacie powstają absurdalne luki czasowe, a wiek współczesnych bohaterów opowieści nijak się ma do ich rodziców. Owszem, ruch wyzwolenia przedstawiony jest zbyt schematycznie, bez pokazania okrucieństwa rewolucjonistów. Tak w duchu rozliczania się z kolonialna przeszłością, którą zgodnie poprawnością należy jednoznacznie potępić. Owszem, kontrast między rajską wyspą a ojczyzną wiecznie tonącą w śniegu, jakby w Pirenejach nigdy nie było lata, zbyt nachalny. Owszem, to romansidło …
Mimo tych braków mamy jednak piękny i godny zapamiętania film. W duchu „Indochin”, czy „Domu duchów”. Poruszająca gra aktorska ( Mario Casas znowu mnie pozytywnie zaskoczył ). Świetne zdjęcia, kręcone na wyspie Gran Canaria, w Huesca (Hiszpania) i Kolumbii.. Film jest piękny wizualnie, z doskonałą muzyką. Zresztą mój ulubiony hiszpański piosenkarz – Pablo Alboran – otrzymał za piosenkę do tego filmu nagrodę Goya.
.
Magiczne kino oddziałujące na zmysły i momentami chwytające za gardło. Nie wiadomo kiedy mijają nam 2 godziny 40 minut…. Słowo 'sztuka filmowa’ nabiera tu sensu.
.
„Sabat sióstr” („Akelarre” ), Netflix
Netflix, 2020, obraz zebrał 5 nagród Goya.
Piękny film. Kameralny, mroczny. Akcja toczy się w malowniczych plenerach Kraju Basków, przy dźwiękach dawnych baskijskich pieśni i rodzimego języka. Film o walce z demonami, które dręczą tu nie oskarżone o czary kobiety, ale ogarniętych cielesną żądzą inkwizytorów, pełnych hipokryzji i religijnych zabobonów.
.
Historia została zainspirowana notatkami francuskiego inkwizytora Pierre’a de Lancre, sporządzonymi po jego inspekcji we francuskim Kraju Basków, w 1609 roku. Akcja filmu została przeniesiona do hiszpańskiego Kraju Basków w tym samym roku. Sędzia inkwizytor, Rostegui (Alex Brendemühl), tropi tu kobiety, które uległy podszeptom szatana.
– Nie pojmuję, dlaczego w Kraju Basków jest więcej czarnej magii niż gdziekolwiek indziej – narzeka Rostegui, a jednocześnie z zapałem wykorzystuje każdą okazję, by dowiedzieć się jak wygląda „akelarre” (sabat). Odkąd tu przybył na rozkaz króla Filipa III Habsburga, skazał na śmierć 77 osób. Głównie kobiety oskarżane o konszachty z diabłem. Śmierć na stosie naturalnie.
.
Rostegui, opętany żądzą wyplenienia szatana, przeczesał już większość kraju, ale wciąż nie dowiedział się niczego o sabacie. Zostały mu tylko wioski żeglarzy, opuszczone przez mężczyzn, którzy wypłynęli do Nowej Fundlandii. Młode kobiety bez ochrony, tańczące i śpiewające w lesie, to dla niego ewidentnie czarownice. Stara baskijska pieśń brzmi tak egzotycznie w uszach inkwizytorów, że musi być inkantacją przyzywającą szatana. Rozpoczyna się brutalne śledztwo, którego finał zaszokuje samego sędziego. I właśnie, chociażby dla tej sceny zaimprowizowanego na potrzeby Wielkiego Sędziego sabatu, warto obejrzeć film. Reżyser puszcza „oko” do fanów „Egzorcysty”, a także wielbicieli kobiet spod znaku „Telma i Louise”.
*
Twórcy wyczarowali świat z XVII-wiecznych obrazów, oświetlony ciepłą łuną świec, a przy tym brudny i naturalistyczny. Scenografia i muzyka robią wrażenie. Melodia, śpiewana przez dziewczęta w więzieniu, początkowo bardzo niewinna, wraz z rozwojem fabuły wzbudza coraz większy niepokój.
.
Warto. To naprawdę kawał solidnego kina. Nie o czarownicach, a o odwiecznym lęku mężczyzn przed siłą kobiety.
.
SERIALE
Patria, HBO, 2020, 8 odcinków
Świetny serial, będący ekranizacją powieści Fernando Aramburu. Historia opowiedziana z perspektywy dwóch rodzin, które poróżnił brutalny konflikt, a tłem tych wydarzeń są działania terrorystyczne separatystycznej organizacji ETA. Trudny temat, trudne decyzje bohaterów, życie w strachu i nienawiści.
.
W dniu, w którym ETA ogłosiło zawieszenie broni, starsza kobieta – Bittori – odwiedza cmentarz, na którym pochowany jest jej zamordowany przed laty przez terrorystów mąż, Txato. Kobieta mówi mu się, że postanowiła wrócić do rodzinnego miasteczka, w którym razem mieszkali. Chce spróbować ułożyć sobie życie na nowo, wśród tych, którzy ją prześladowali zarówno przed, jak i po zabójstwie. Obecność Bittori oczywiście powoduje zamęt. Rozwściecza jej sąsiadkę Miren, niegdyś bliską przyjaciółkę i matkę Joxe Mari’ego, osadzonego w więzieniu terrorysty i prawdopodobnego zabójcy Txato.
Co kieruje Bittori? Czy chce zapomnieć, wybaczyć, czy jedynie dowiedzieć się kim był zamaskowany napastnik, który tego deszczowego dnia zabił jej męża? Nie, wymazanie wszystkiego z pamięci jest niemożliwe. Czy można wybaczyć, żyjąc w społeczności podzielonej przez fanatyzm polityczny? Czy można zapomnieć, zasypać przepaść głęboko zakorzenionych uprzedzeń?
*
Przyznam się, że obejrzałam ten serial w kilku podejściach. Czasami byłam wstrząśnięta, patrząc jak zgoła niezauważenie narasta zło, wiedząc do czego doprowadzi. Moje emocje chyba dobrze świadczą o tej produkcji. Obserwujemy jak konflikt stopniowo dzieli przyjaciół, potem rodziny. Jak fatalnie działają instytucje, które powinny uspokajać społeczne wrzenie, a nawoływały do rozlewu krwi. Przerażające, jak łatwo dokonać zbrodni cudzymi rękami i jak łatwo ją rozgrzeszyć, wystarczy odhumanizować wroga. Brzmi znajomo?
Dla mnie świetne, niełatwe kino. Polecam.
.
Zaraza („La peste”)
serial produkcji hiszpańskiej platformy Movistar+, 2018
.
Hiszpanie chwalą się, że „Zaraza” – która zadebiutowała w styczniu 2018 – osiągnęła w swoim rodzimym kraju w dniu premiery dwukrotnie wyższą oglądalność niż ostatni sezon „Gry o tron”!
Obecnie mamy już drugi sezon. Niewątpliwie zatem warto zapoznać się z tą produkcją
Sezon 1.
Skazany za herezję Mateo (Pablo Molinero) powraca do miasta, gdzie musi spełnić obietnicę daną swojemu zmarłemu przyjacielowi i zaopiekować się jego synem.
Sewilla schyłku XVI wieku to metropolia, będąca bramą do Nowego Świata. Przyciąga przybyszów z najodleglejszych stron, zachęconych opowieściami o bogactwie i niezwykłości tego miejsca. Czy to za ich sprawą w najbiedniejszych dzielnicach, swoje pierwsze żniwo zaczyna zbierać dżuma? W tle inkwizycja oraz seria zagadkowych morderstw, z którymi Mateo będzie się musiał zmierzyć. Przemierzamy wraz z nim pogrążone w brudzie i dymie dzielnice skrajnej biedy, tętniące życiem ulice pełne kupców oraz bogate pałace najzamożniejszych mieszkańców. Mamy okazję zobaczyć szesnastowieczną Sewillę w całym jej pięknie i brzydocie.
.
Mimo wątku zarazy, jest to tak naprawdę serial kryminalny. Bohaterowie zmagają się nie tylko z niewidzialnym wrogiem – dżumą, która ogarnęła Sewillę. Walczą także z bezkarnym złoczyńcą z krwi i kości. W tle Wielka Inkwizycja, spisek protestantów, walka o szacunek i równy status dla kobiety.
A na koniec wielkie i mrożące krew w żyłach widowisko – spalenie na stosie.
.
Sezon 2.
Sewilla w rękach pierwszej w historii mafii – La Garduña. Matki późniejszych „włoskich córek”: Camorry, Cosa Nostry i Ndranghety. Mateo zostaje wezwany z Nowego Świata, aby ponownie odnaleźć Valerio – syna zmarłego przyjaciela i wspólnika odważnej feministki – Teresy Pinelo. Znowu musi zagłebić się w niebezpiecznie mroczne zaułki Sewilli i mozolnie zdobywać informacje o sieci, która dusi miasto i zagraża jego bliskim. Tym razem jego protektorem staje się zdeterminowany, nowy burmistrz, który swój urząd traktuje jako trampolinę do kariery na dworze królewskim. Ich śledztwo odsłania powiązania, które sięgają zbyt wysoko… Stawką w grze staje się życie.
.
Moim zdaniem sezon 2 jest zdecydowanie lepszy, bardziej wyrazisty. Nie ma tu straszenia ezoteryką czy hiszpańską inkwizycją. Jest brud, smród i syfilis. Co prawda drugi sezon w połowie mocno zwalnia i staje się lekko nużący, ale dwa ostatnie odcinki zdecydowanie nam to wynagradzają. Do tego zakończenie sugeruje, że możemy zapewne liczyć na kontynuację.
*
Pieczołowicie odtworzone realia epoki nie byłyby oczywiście możliwe bez wielkich pieniędzy, których hiszpański producent serialu, platforma Movistar+, najwyraźniej nie szczędzi. Koszt sześcioodcinkowego sezonu szacowany jest na 10 milionów Euro.
Zdjęcia kręcono nie tylko w Sewilli. Także w gminach Garrovillas de Alconétar, Coria del Río, Mairena del Alcor i w miastach Trujillo, Huelva, Pilas, Carmona, Dos Hermanas, Alcalá de Guadaíra, Santiponce i Toledo.
Serial jest widowiskowy i wciągający. Obawiam się, jednak że wysoka komplikacja szczegółów i wątków kompletnie nieznanych Polakom ( Flamandczycy, spisek protestantów w ultrakatolickiej Hiszpanii ) bez dodatkowych wyjaśnień, sprawia, że percepcja filmu jest utrudniona. Mimo to serial ma w Polsce bardzo dobre recenzje. Zapewne ważniejsze jest by dowiedzieć się kto zabił, niż dlaczego, ale uważny widz bierze całość …
***
Na koniec prośba:
Jeśli spodobał Ci się mój tekst będę wdzięczna za poświęcenie mi chwili uwagi:
- Odezwij się proszę w komentarzu, to momencik, a dla mnie to bardzo ważna wskazówka i motywacja.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest interesujący na tyle, że warto się nim podzielić się z ze znajomymi – udostępniaj śmiało ! Dla mnie to ważny znak, że ktoś docenia moją pracę.
Bądźmy w kontakcie, jestem na Facebooku / fanpage’u i tu. Codziennie dzielę się tam nowymi zdjęciami, inspiracjami, ciekawymi opowieściami zasłyszanymi podczas podróży.