Jedzenie v. jedzenie. Anegdoty przewodnickie
Jedzenie i przyzwyczajenia żywieniowe Polaków oraz wynikające z tego zabawne sytuacje to temat na książkę w kilku tomach. Każdy pilot ma swoje obserwacje, przemyślenia i anegdoty.
Mam i ja. Uprzedzam, że piszę to bez złośliwości i oceniania. To są tylko fakty, przyprawione obficie humorem.
.
Albo jesz, albo gadasz!
Jedyna smutna prawda, którą krytykuję, to polski sposób jedzenia. Nazywam go „odkurzaniem talerzy”. Te bezradne spojrzenia kelnera, który przynosi danie do drugiego stolika, a stolik pierwszy ma już wymiecione… bezcenne 😉
Muszę przyznać, że przez lata obserwuję na tym polu bardzo duże zmiany. Zwłaszcza, kiedy program nie jest napięty i pozostawia trochę czasu na eksploracje kulinarne. Bywałam świadkiem sytuacji przeciwnej, kiedy to kelnerzy chcieli obsłużyć grupę jak najszybciej ( czy przyzwyczajeni do szybkiego tempa, czy też pragnąc zakończyć już swój dzień pracy – nieistotne ), natomiast grupa zajęta rozmową, bynajmniej nie zamierzała szybko wstać od stołów. Bo my – Polacy, bardzo lubimy śródziemnomorski tryb życia.
Wpadłeś między wrony, musisz krakać tak jak one
Dyskusja na temat smaków i preferencji kulinarnych, jak wiadomo, nie ma sensu. Wiecznie aktualne są jednak spory o to, czy należy jeść tak jak to robią lokalsi, czy też w „ulepszaniu” smaku według naszych gustów nie ma nic złego? Dość wspomnieć faut pas jakim jest proszenie o ketchup do pizzy czy capucchino po sutym obiedzie we Włoszech. Tego rodzaju „grzechy kulinarne” mogą mieć nieprzewidzianie nieprzyjemne następstwa …
Moim zdaniem rolą pilota jest opowiadać o tego rodzaju pułapkach, o tradycjach kulinarnych danego kraju, jego specyfice i zachęcać do poznawania nowych smaków, tak jak zostały wymyślone.
Zazwyczaj już na początku wycieczki apeluję do ducha „odkrywcy świata”, który drzemie w każdym Polaku, aby nie porównywać, ale życzliwie obserwować. „ Jesteśmy tu tylko tydzień – mówię – i świata w tym czasie nie zmienimy. Spróbujmy żyć tak jak ONI, jedzmy tak jak ONI, cieszmy się tą odmianą!”
.
Hit nr 1 – jak można tak zepsuć schab ?!!!
Nauki życzliwości i tolerancji w stosunku do innych tradycji kulinarnych działają zazwyczaj do pierwszej kolacji, kiedy kelner podaje zimny schab pokrojony w cienkie plasterki i polany delikatnie lekkim sosikiem ( to Włochy, gdzie, jak mi tłumaczono kiedyś, sądzi się, że w ciepły wieczór po upalnym dniu nikt nie ma ochoty na gorące dania ). Taka forma marnowania dobrego schabu żadnego Polaka nie zostawia obojętnym i oto wypracowaną ciężko życzliwość szlag trafia.
.
Hit nr 2 – pierwszy kęs portugalskiego bacalhau.
Scenka niezwykle częsta w Nazare. Tłumaczysz człowiekowi barwnie o co chodzi z tym dorszem, – że suszony, a potem odmaczany… A Pan na to: „Dorsz to dorsz! Co to my z Barbarą nie byliśmy we Władysławowie? Nie takie cuda się tam jadło.” ( z tym akurat trudno się nie zgodzić 😉 ). No i po chwili Pan Marian krztusi się, pytając wymownie: „Co to??? . I w tym momencie triumfuje Pani Barbara, która zamówiła akurat sardynki, „robala” albo kurczaka ( bo i takie zamówienia w nadmorskim Nazare się zdarzają ).
Hit nr 3 – przyprawy
Dla Polaka zawsze jest za mało soli i pieprzu. I maggi, która zabija każdy smak i niezwykle rzadko występuje w krajach słynących z dobrej kuchni !!!
Naszych rodaków nie przekonuje, że im mniej przypraw, tym łatwiej rozkoszować się smakiem. Pod warunkiem, że jedzenie jest świeże…
[ nie dotyczy jedzenia azjatyckiego naturalnie ]
Po opowieściach, jak to Portugalczycy dorobili się majątków na handlu pieprzem, Pani „Grażynka” woła: „Pieprz, poproszę pieprz!„, na co odzywa się małżonek, grupowy dowcipniś, pan Janusz:” Nie ma, Grażyna, przecież wszystko sprzedali. Ha ha ha!”.
Odwieczny spór o sałatkę
Na okoliczność zostawiania do drugiego dania sałatki, która wjechała jako przystawka, mam wykład „O wyższości jedzenia sałatki przed głównym posiłkiem i o zbawiennych skutkach zdrowotnych dla naszego organizmu”. Skutek zazwyczaj widać już przy następnym posiłku 😉 Tak na wszelki wypadek…
Śniadanie śródziemnomorskie, czyli rozczarowanie na „dzień dobry”
„Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia” – tę prawdę każdy Polak ma wpajaną od dziecka. Trudno się więc dziwić frustracji na widok bagietki lub rogalika z nielimitowaną ilością dżemu oraz kawy i za to bardzo ograniczoną liczbą plasterków wędliny i sera. A jajecznica? A pomidorki? Zapomnij !
Na odwieczne pytanie turystów w Portugalii, Hiszpanii, Włoszech „Czy mogłaby Pani poprosić, żeby trochę pomidorków pokroili do śniadania? A o jajecznicy to oni nie słyszeli?” odpowiadam z kamienną twarzą: „Niestety, to nic nie da ( smutek ). Oni głęboko wierzą, że zjedzenie pomidora na śniadanie może człowieka zabić!”
O ile sprawa jajecznicy jest kwestią ceny, to przekonanie, że surowy pomidor na śniadanie szkodzi jest prawdą w niektórych zakątkach Śródziemnomorza.
Z tego powodu furrorę zrobił przecier ze świeżych pomidorów ( Hiszpania ). Moja grupa pochłaniała go w każdej ilości, nawet bez tostów 🙂
Wreszcie kolacja !
Tam, gdzie kolacje są serwowane, zawsze istnieje duże prawdopodobieństwo katastrofy. Nie tylko z powodu menu.
Kiedyś spałam w hotelu pod Rzymem, gdzie kolacje trwały regularnie ok. 2 godzin. To oczekiwanie na jedzenie w śmiertelnej ciszy, w której nawet mucha starała się nie brzęczeć. I to o wodzie jedynie!
Kelnerzy przyzwyczajeni do zwyczajowego głośnego gwaru rozmów nie kryli przerażenia, że być może obsługują grupę psychopatów.
Pieczony kurczak v. schab na zimno
Innym horrorem jest powtarzające się menu – pieczony kurczak lub schab, najczęściej w wersji jak powyżej ( Włochy). Wiele lat temu, po tygodniowym tourze w Grecji, kiedy ani prośby, ani groźby nie mogły zamienić drobiu na cokolwiek, skreśliłam pieczone kurczaki na zawsze z mojej diety.
No chyba, że w formie souvlaka albo „szaszłyka” z pieca tondir.
Prawdziwy Polak nie jada ośmiorniczek ?
Nauczona tym doświadczeniem staram się wcześniej ustalić menu. Najlepiej, aby jedzenie było proste, ale eleganckie. I tu, jak się okazuje, z tą elegancją trzeba zachować ostrożność.
Z miejsca wykluczam mariscos. Przykro mi na widok osób wyłuskujących niemrawo owoce morza z paelli czy nawijających z obrzydzeniem makaron okraszony morskimi żyjątkami.
Połowa grupy wstaje od stołu głodna, a wiadomo – Polak głodny, to zły. I spięcie gotowe. Ale rybkę każdy Polak lubi ( jeśli nie ma alergii i nie jest to bacalhau 😉 ).
Pewien hotel z Kraju Basków ( mekka gastronomów! ) przysłał na moją prośbę, menu swojej rekomendowanej w przewodnikach restauracji. Menu było długaśne i pełne malowniczych opisów.
Wybrałam dla grupy solę w sosie z kałamarnic – prosto i elegancko 😉
Ups !
Tymczasem widok dania nawet na mnie zrobił piorunujące wrażenie. Sos był gęsty i czarny jak smoła, pod którą bielała jasna jak śnieg sola. Wreszcie w restauracji zapanował gwar jak na hiszpańskim przyjęciu. Połowa grupy oświadczyła, że nie jada ryb, chociaż kilka dni wcześniej filet ( zapewne z pangi ) wszedł bez reklamacji. Inni trwali cicho w bezbrzeżnym zdumieniu. Po negocjacjach udało się, osiągnąć kompromis – sama sola, bez sosu.
Wzrok kucharza, był tak wymowny, jakbym to ja osobiście zbombardowała im Guernikę…
Czas na deser
Z deserem w zasadzie nie ma problemów, rodacy nie marudzą. Chyba, że ktoś chce im podać pod tą nazwą jogurt. A jogurcik, wiadomo – chętnie, ale na śniadanie. I ja się tutaj w całej rozciągłości zgadzam.
Trudno przekonać Polaka do flanu, który akurat jest moim ulubionym deserem. Często słyszę, że „Budyń to sobie mogę w domu ugotować„. Na szczęście, ci którzy podejmują ryzyko, szybko doceniają różnicę.
Natomiast niekwestionowanym numerem „1” na liście deserów są lody! Mogą być codziennie 😉
I torciki 😉
Generalnie – najlepiej prosto i niemało 😉
Bo, jak twierdzą niektórzy znawcy tematu: „Zjedzenie słodkiego po posiłku zamyka żołądek i skłania go do trawienia„.
Słyszeliście? No, to już wiecie 🙂
*
Zgłodniałam od tych wspominek 🙂
*
PS. Sos z kałamarnic był przepyszny i wcale nie barwił trwale zębów 😉
*
Więcej anegdotek: https://travelblog.sopol-lublin.pl/2020/06/08/z-dziennika-przewodnika/
Kulinaria: https://travelblog.sopol-lublin.pl/category/kulinaria/
***
Na koniec prośba:
Jeśli spodobał Ci się mój tekst będę wdzięczna za poświęcenie mi chwili uwagi:
· Odezwij się proszę w komentarzu, to momencik, ale dla mnie to bardzo ważna wskazówka i motywacja.
· Jeśli uważasz, że wpis ten jest interesujący na tyle, że warto się nim podzielić się z ze znajomymi – udostępniaj śmiało ! Dla mnie to ważny znak, iż ktoś docenia moją pracę.
· Bądźmy w kontakcie, jestem na Facebooku / fanpage’u i tu, ponieważ codziennie dzielę się tam nowymi zdjęciami, inspiracjami, ciekawymi opowieściami zasłyszanymi podczas podróży.
2 komentarze
Ewa Majewska
Świetnie napisane, apetycznie i w samo sedno…
MCS
Dzięki Ewa. Ty wiesz, co mówisz. Cieszę się, że potwierdzasz moje obserwacje 🙂