Kroniki z czasów koronawirusa

Kroniki koronawirusa 2021. Nadchodzi trzecia fala…

Dlaczego powstały „Kroniki z czasów koronawirusa“? Świat nagle zatrzymał się w marcu 2020. Każdy dzień niósł wiele myśli oddających stan zdumionego umysłu. A że wrażenia są ulotne, postanowiłam je utrwalić. Miało być krótko i zabawnie… Tymczasem dramatyczny rok 2020 się skończył, a ja zapisuję kolejne strony… Kroniki koronawirusa 2021. Przyszedł czas na „trzecią falę”…

1 stycznia 2021, Nowy Rok

Podsumowania już były, a dzisiaj tradycyjnie, w towarzystwie większego lub mniejszego bólu głowy, byłby czas na obietnice noworoczne. Tymczasem w obliczu pandemonium 2020 wszelkie własne plany wydają się być zupełnie bez sensu. A ogłaszanie ich publicznie zakrawa na absurdalny czarny humor.

Więc tak dyskretnie jedynie daję znać, że mimo wszystko nie tracę nadziei. Jak widać moja nadzieja jest na razie tania i bardzo małych rozmiarów, ale nie pożałuję kasy na coś większego w razie pomyślnego rozwoju wypadków. Czego i Wam serdecznie życzę !

Kroniki koronawirusa 2021 - kalendarzyk

Oby nadchodzący Nowy Rok 2021 przyniósł nie tylko nadzieję, ale także realizację życzeń o powrocie dla normalnego życia. Dla mnie to powrót do świata. A dla Was ?

4 stycznia 2021

Dzień dobry w pierwszy noworoczny poniedziałek!

Nie sądziłam, że to kiedykolwiek powiem: „Jak dobrze, że wreszcie mamy poniedziałek!

Jak dobrze, że zamykamy przedłużający się cykl świąteczno-noworoczny, kiedy nie wiadomo jaki to dzień, jaki rok, jaki miesiąc… jaka pora roku. Że wreszcie skończyło się wyjadanie świątecznych przysmaków i dzisiaj rano mogę po prostu zrobić sobie kaweczkę… potem długo długo nic, aby wreszcie skusić się na zwykłe codzienne muesli.

Kroniki koronawirusa 2021 - kawa
.

Następnie z drugą kawa można zasiąść przy biurku, odpalić komputer bez wyrzutów sumienia, że burzy się świąteczny nastrój i zacząć planowanie reszty życia ( o przynajmniej najbliższych dni, bo w środę znowu święto. Nastał normalny dzień, kiedy można poudawać pracę.

Dla mnie Nowy Rok zaczyna się dzisiaj…

PS. A od jutra nawet będzie warto obudzić się wcześniej.

Kroniki koronawirusa 2021 - radio 357

.

6 stycznia 2021, Trzech Króli

Nie wiadomo ilu ich było, jakie mieli imiona, kiedy tak naprawdę przybyli, skąd i czy przybyli. Wielu zastanawia się czy w ogóle istnieli … Trzej Królowie-Magowie.

Kim byli Kacper, Melchior i Baltazar?

Trzej Królowie to bardzo tajemniczy bohaterowie Biblii. Napisał o nich jedynie Św. Mateusz w swojej Ewangelii. Jedynie trzynaście zdań, do których tradycja dopisała setki następnych, sprawiając, że weszli do świata chrześcijańskiej popkultury.

Święto Trzech Króli lub Epifania, czyli Objawienie Pańskie należy do pierwszych świąt, które ustanowił Kościół. Wprowadzono je na początku IV wieku na Wschodzie w celu wyparcia popularnego święta narodzin boga Aiona. We wczesnym chrześcijaństwie dzień ten obchodzony był na Wschodzie jako święto Bożego Narodzenia, a także wspomnienie pokłonu Mędrców, Chrztu Pańskiego i przemiany wody w wino w Kanie Galilejskiej. Było to święto Epifanii, objawienia się Boga całemu światu.

Wydaje się jednak, że obecnie w Europie największą wiarę w istnienie Trzech Króli mają Hiszpanie. Są oni absolutnymi mistrzami w organizacji orszaków Trzech Króli, a hiszpańskie dzieci nie mają najmniejszej wątpliwości, że Reyes Magos istnieją. W końcu to oni wędrują ulicami hiszpańskich miast w okazałych, uroczystych i wesołych orszakach, a następnie przynoszą im prezenty w nocy z 5 na 6-tego stycznia. Skoro prezenty są realne, to przynoszący je Reyes Magos zapewne także.

Objawienie Pańskie

Odwiedźmy także Włochy, aby spotkać paskudną, ale miłą Befanę.

czarownica Befana
*

Wszystko to w nowym, świeżutkim i zupełnie nieplanowanym wpisie

*

Więcej o tradycjach Święta Trzech Króli przeczytacie u

Przewodników po Hiszpanii https://www.facebook.com/pohiszpanii

Barcelona po polsku https://www.facebook.com/groups/barcelonapopolsku

Po polsku Salamanka https://www.facebook.com/popolskuSalamanka

Moja Katalonia https://www.facebook.com/moja.katalonia.7

Strade d’Italia https://www.facebook.com/Strade-dItalia-Italia-z-pasj%C4%85-110414930341760

.

8 stycznia 2021

Przyznam się, że kiedy w Dzień Trzech Króli zgłębiałam historię tego ciekawego i bardzo starego święta, wcale nie zamierzałam o nim pisać. Tyle jest obecnie informacji w sieci! Natknęłam się jednak na kilka interesujących tropów. Postanowiłam nimi podążyć i trafiłam za Królami – Magami do ich prawdopodobnej ojczyzny – Persji i przywołać wspomnienia z mojej wyprawy do Iranu. Tego dotyczyło pięknie wycyzelowane „zdanie-klucz”, wokół którego zwykle buduję cały tekst.

*

Niestety, temat okazał się na tyle interesujący, że zanim dotarłam do wspomnień z Iranu już nastawiałam znaków na dwa wpisy. Pierwszy – o tradycjach święta Trzech Króli – jest tak naprawdę produktem ubocznym. Skoro jednak tekst został już spłodzony, po co zamykać go w szufladzie, niech żyje sobie dalej własnym życiem.

Nawet nie wiecie, jak trudnym zadaniem jest korekta własnego tekstu. Usunięcie każdego wypieszczonego zdania jest jak decyzja o aborcji!

A samo pisanie? Muszę się przyznać, że uwielbiam ten proces, kiedy mój mózg na tropie tajemnicy osiąga stan lewitowania między płaszczyznami chronologicznymi, epokami, krainami istniejącymi dziś realnie i tymi, o których pamięć już zaginęła. A wszystkie, przedziwne wątki układają się w piękną mozaikę. No cóż, choroba zwana „archeologią” ciągle daje o sobie znać…

Niestety, ekstaza zazwyczaj kończy się bolesnym przepaleniem styków. Nadmiar wątków powoduje, że koncepcja ulega zaburzeniu, a moją głowę ogarnia chaos. Nic już nie pasuje i nie pomaga przesuwanie akapitów. Pozostaje tylko zamknąć komputer i cierpliwie czekać na oświecenie, które przyniesie kolejne zdanie-klucz, wokół którego pięknie ułożą się wszystkie niezmiernie interesujące i zaskakujące wątki tej opowieści.

*

Jestem właśnie na tym etapie. Przemierzyłam już trzy kontynenty, ale Trzej Magowie chwilowo zaginęli w pustynnej burzy, jaka przetacza się przez moja głowę.

James Tissot – Minneapolis Institute of Arts, zdj. domena publiczna

Czy ciekawią Was dalsze losy Magów? Chcielibyście dowiedzieć się co odkryłam w Iranie? Jeśli tak, to trzeba będzie poczekać.

Ja także czekam, a dla uspokojenia chyba sięgnę po lekturę manuskryptu ujgurskiego z Turkmenistanu… Tak, tak… tam również słyszeli o wędrujących do Betlejem magach.

Trzech Mędrców ze Wschodu w gąszczu apokryfów

.

11 stycznia 2021

Dzień dobry w poniedziałek!

Pierwszy prawdziwy poniedziałek roku 2021. Poprzedni się nie liczył, ponieważ ubiegły tydzień był chyba najszybszy w roku. Ledwo się zaczął przyszedł dzień wolny w środę. Skończyło się świętowanie a już nadszedł weekend. Zupełna demobilizacja. Raz nawet zdarzyło mi się wstać o 11.30…

Tym razem zaczyna się pierwszy normalny tydzień roku. Witam go z jednym marzeniem.

O, jakże chciałabym MUSIEĆ nastawić budzik na abstrakcyjnie poranną godzinę, aby wstać do PRACY.

Zwykle kiedy musiałam zerwać się rano, nastawiałam budzik odpowiednio wcześniej, bo trzy pierwsze dzwonki zazwyczaj ignorowałam. Tym razem, bo długiej, przymusowej przerwie, kiedy zupełnie odwykłam od zrywania się wraz ze słońcem, mój budzik w telefonie wygladałby tak …

Kroniki koronawirusa 2021 - budzik

.

Zaczynam więc ćwiczyć poranne przebudzenie, tym bardziej, że radio 357 nadaje coraz fajniej już od 6.30.

Ale to od jutraaaaa! Najpierw muszę spróbować zasnąć przed 2.

.

13 stycznia 2021

Wracam do mini recenzji, czyli polecajek. Dzisiaj seriale.

Przyznam się, że zaczęłam komponować listę filmów i seriali godnych polecenia z myślą o czasie świąt, kolęd i spotkań z rodziną, który ma to do siebie, że prędzej czy później przychodzi ten moment, kiedy w powietrzu zawisną coroczne kłopotliwe pytania i zapada dziwna cisza. Wtedy najlepiej włączyć telewizor. A tam między świętymi i niezmiennymi – „Kevinem” oraz „Szklaną pułapką”- mamy „Potop”, „Krzyżaków”, „Znachora” czy też „Śniętego Mikołaja” lub „Gringe, Świąt nie będzie”. Tak, to dramat.

Mnie w te święta udało się wyłowić z zalewu beznadziei kinowej mniej oklepane a lubiane „Miłość, szmaragd i krokodyl” czy „Ja cię kocham a Ty śpisz” ( super duecik – Bill Pullmann i Sandra Bullock – N.B. Sandrę Bullock bardzo lubię w takich zdecydowanie mniej świątecznych, czy komediowo-romantycznych kreacjach aktorskich, jak „Nie otwieraj oczu”, „System” czy „Przeczucie”).

I tyle, Potem zostały już tylko poszukiwania w necie. Coś tam wyszukałam, coś tam odkurzyłam i oto mam dla Was polecajki przetestowane na żywym organizmie.

Dość krótkie i treściwe wypełniacze czasu. Ale ostrzegam – nie jest to kino familijne. Dzisiaj selekcja zdecydowanie dla dorosłych – political fiction, kryminał i komediodramat, czyli „dla każdego coś miłego”.

.

Serial „Na poboczu” / „Roadkill” , HBO

4-odcinkowy brytyjski, polityczny „Roadkill” (na HBO – „Na poboczu”) to taki „House of cards” w wersji brytyjskiej z przymrużeniem oka i dystansem. Dobrze napisane, sprawnie zrobione, ironiczne, a nawet cyniczne. Sympatyczny Dr House wciela się tu w rolę absolutnie, totalnie pozbawionego moralnego kręgosłupa, wysoko postawionego polityka torysów, wiecznie piastującego jakieś ministerstwo. Jest uroczy, a jednocześnie kompletnie amoralny. Uwikłany w interesy z lobbystami, ma niemal oficjalną kochankę, mówi każdemu to, co chciałby usłyszeć.

„Świat się zmienia szybko i warto dotrzymać mu kroku. Jestem luźnym konserwatystą, podziwiam postęp, każdego kto znajduje sobie cel”. „Sympatyzuję ze wszystkimi, nie muszę zgadzać się z każdym, podziwiam tych, którzy walczą o swoje, są silni i nie poświęcają życia przeprosinom i poczuciu winy.”

.

Dla Dr Housa i brytyjskiego poczucia humoru można, choć ostrzegam, że stopień hipokryzji głównego bohatera w większej dawce wywołuje silne mdłości.

.

The Kominsky Method, Netflix

Podstarzały aktor, zgryźliwy agent i masa doskonałych żarcików. Taka recepta na sukces we współczesnej telewizji zdominowanej przez produkcje z nastolatkami? Bez golizny, przemocy i fajerwerków? A jednak! Coś jest w tym serialu, skoro zapowiadany jest trzeci sezon.

Nie jest to rzecz nowa, ale też nie jest okrzyczana. Nie wciąga, tak, że musisz oglądać aż do napisów końcowych w 10-tym odcinku. Właściwie to nie ma tu intrygi, a każdy odcinek to mały samoistny traktacik w formie komediodramatu. Serial dźwigają aktorzy słusznie wyróżnieni Oscarem, z Michaelem Douglasem na czele.

Dwóch podstarzałych przyjaciół, niegdysiejszych „mistrzów dobrej zabawy” stara się nadążyć za życiem w Los Angeles, czyli Wielkim Mieście, które nade wszystko ceni młodość. Oto Sandy Kominsky ( Michael Douglas) – weteran sceny, który swoje „5 minut” ma już dawno za sobą, ale przedłuża swe poczucie sukcesu i sławy prowadząc szkołę aktorstwa oraz jego wieloletni agent Norman Newlander (Alan Arkin ), muszą mierzyć się z wyzwaniami starości – śmiercią przyjaciół, utratą powodzenia u kobiet i… przerostem prostaty.

Ja na ten serial wpadam od czasu do czasu i oglądam po kilka odcinków bez zobowiązań. Polecam jako prostą receptę na bezpretensjonalną rozrywkę, z daleka od pandemii.

.

W pułapce, Netflix

„W pułapce” jest jednym z pierwszych ( 2015) islandzkich seriali kryminalnych z osławionego nurtu nordic noir. Mroczne, chłodne klimaty, skute lodem i okryte śniegiem krajobrazy Islandii. Małomówni bohaterowie, których silniejsze, ludzkie uczucia także skuł lód.

.

Gdy burza śnieżna odcina małą miejscowość od świata, miejscowi policjanci zostają sami z ofiarą wyjątkowo dziwnego i odrażającego mordu oraz przestępcą czającym się gdzieś w mroku. Nikt nie może opuścić śnieżnej pułapki. Rozpoczyna się walka z mroźnym żywiołem i gorączkowe poszukiwania mordercy. Tropy prowadzą na statek wycieczkowy, zamknięty przymusowo w porcie.

Mało tu światła, mało dialogów i prawdziwie skandynawska ekspresja uczuć. Zasłona milczenia między członkami małej społeczności zaczyna jednak pękać, a na jaw wychodzą coraz to nowe tajemnice. Zaskakujące, ile dobrze się znający mieszkańcy miasteczka, potrafili ukryć za zamkniętymi drzwiami swoich domów.

Uwaga! Tylko pierwszy sezon. Drugi to nieporozumienie.

.

Na koniec polecenie zdecydowanie „na NIE”

Wszyscy moi przyjaciele nie żyją”

Okrzyczane, anonsowane, jako zadziwiająco dobre nowe polskie kino. I modna ostatnio Julia Wieniawa. Przereklamowane począwszy od słów „zadziwiająco” po rozhisteryzowaną i roznegliżowaną Wieniawę. Miał być jak się zdaje polski Tarantino, ale wyszło jak zwykle i mamy połączenie „American Pie” , „Factor X” i „Krzyku”. I to raczej grubymi nićmi zszyte.

.

W skrócie: impreza sylwestrowa w ślicznej podmiejskiej willi przybrała dość zaskakujący obrót. Kiedy następnego dnia rano, policjanci dokonują wizji lokalnej, bardziej doświadczony z nich (Andrzej Woronowicz – oklaski ) stwierdza, że najwyraźniej „coś poszło nie tak”. Jak bardzo ? Na kilkanaście trupów.

Poświęciłam półtorej godziny, dotrwałam do napisów końcowych i żałuję. Ale żeby nie było, że nie: dwa razy się zaśmiałam a rozbawiła mnie Monika Krzywkowska jako „milfa”.

PS. Prawdopodobnie jedyny sposób, żeby zaliczyć ten film bez szwanku to zainwestować w ziółka i to raczej nie te uspokajające. Raczej polecam odtrutkę niż truciznę.

.

15 stycznia 2021

Ruszamy dalej z Trzema Królami.

Wiemy już, że nic nam się tu nie zgadza – ani liczba, ani imiona, ani czas. Co więcej, postaci Mędrców ze Wschodu i historia ich wizyty w Betlejem jest poddawana w wątpliwość i wkładana między biblijne przypowieści. Tymczasem okazuje się, że „Wschód” zachował inny przekaz. Może warto się nad nim pochylić. Ja się zupełnie zagubiłam wśród całego bogactwa rozlicznych opowieści z zakurzonych starych ksiąg. Ale to bardzo ciekawe zagubienie.

Kto ciekawy, zapraszam na blog.

.

18 stycznia 2021

Dzień dobry w poniedziałek, czyli Monday. Blue Monday!

Podobno najbardziej depresyjny dzień roku.

Ech, jakoś to „dzień dobry” mnie samej dziś nie brzmi zbyt radośnie. Ostatnio coraz trudniej wykrzesać z siebie entuzjazm, aby witać nowy tydzień, który nie przyniesie specjalnych zmian w naszym życiu…

Nie wiem na ile pocieszająca jest myśl, że nie my pierwsi walczymy z beznadzieją i zapewne nie ostatni. Wspomnijmy chociażby jako pisał mistrz Kochanowski:

„Nie porzucaj nadzieje,
Jakoć się kolwiek dzieje:
Bo nie już słońce ostatnie zachodzi,
A po złej chwili piękny dzień przychodzi”

Mogę dorzucić jeszcze kilka filozoficznych maksym, jak ułomne jest nasze postrzeganie świata, ale może lepiej dołączę obrazek z podpisem „Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”.

Na pytanie jak wznieść się ponad własne ograniczenia nie znam na razie odpowiedzi, ale życzę Wam miłego tygodnia !

Aha! I umówmy się, że „blue” znaczy dzisiaj tylko i wyłącznie „niebieski”. Miłego dnia !

20 stycznia 2021

Po Blue Monday i Black Tuesday należy się chyba kolejna dawka antydepresantów, czyli nieco irracjonalnego kontrolowanego za pomocą pilota, strachu nikomu nie zaszkodzi.

Co dzieje się w moim ulubionym ostatnio serialu HBO? Dziś dobra okazja, aby o nim wspomnieć, ponieważ ukazał się ostatni już odcinek 1. sezonu. Zniknęła ta niedogodność, że na kontynuację trzeba czekać tydzień, co samo w sobie jest największym horrorem. Ja już generalnie odzwyczaiłam się od oczekiwania na cotygodniową premierę. Teraz zwykle wybierasz repertuar, zabezpieczasz napoje, paszę, zasiadasz przed ekranem a potem „jedziesz” minimum 3 odcinki. I to ma sens.

30 srebrników

Ten serial mnie ujmuje swoją bezpretensjonalnością. Nie aspiruje do wielkiego kina, nie udaje wyrafinowanego ambitnego dramatu. Ma zapewnić rozrywkę i emocje z lekkim przymrużeniem oka. I to właśnie nam daje. Akcja rozwija się prawidłowo, czyli nieco irracjonalnie. Wszystko cudownie wkomponowuje się w zasady gatunku. Reżyser – Alex de la Iglesia – nie bierze jeńców. Jeden z aktorów serialu świetnie podsumował pracę na planie: „Con Álex de la Iglesia crees que vas a Disneylandia y es Vietnam”. Nie wiem jak inni aktorzy, ale autorzy scenariusza na pewno mieli świetną zabawę.

*

W pierwszym sezonie mamy 8 odcinków. Na początek dostajemy bardzo mroczne i przerażające samo w sobie intro. Myślę, że Mel Gibson gryzie palce w zazdrości, że nie miał takiego w „Pasji”.

.

Odcinek pierwszy to mocny koktajl absurdu i grozy, dokładnie w stylu reżysera. Albo Ci posmakuje, albo zwymiotujesz.

*

Szybko orientujemy się, że w małym sennym hiszpańskim miasteczku koło Segovii ( Pedraza, choć w filmie wystąpiła też Salamanca), toczy się walka Dobra ze Złem. Stawka jest wysoka, a Zło tym razem jest bardzo blisko zwycięstwa. Już zaczynamy się nakrywać kocem z głową ( to bardzo pomaga przy oglądaniu horrorów ), kiedy w 3. odcinku następuje pat, bo oto główna bohaterka pozbywa się mrocznego artefaktu, czyli srebrnika. Dokładnie jak radził wioskowy głupek – „przebija piłkę”. I co na to drużyna przeciwna?

Na tym etapie dowiadujemy się, że są to „kainiści”. To tacy symetryści religijni, którzy uważają, że zło jest ok, bo pozwala istnieć dobru. Czyli gdyby nie było zła, to nikt by nie wiedział czym jest dobro. I oni właśnie biorą na siebie tę czarną, niewdzięczną robotę. Nie bez satysfakcji z dobrze wykonanego zadania.

Dalsze odcinki rzucają więcej światła na burzliwą przeszłość księdza Vergary, pojawiają się niepotrzebnie komiksowe stwory, akcja nieco zwalnia, co jednak nie znaczy, że nie zaskakuje nas kolejnymi zdarzeniami nie z tego świata … Mroczny artefakt samoistnie wraca do gry …

Uwaga ! Odcinek 7. przyniósł taką kumulację grozy, że aż trudno sobie wyobrazić, jak to wszystko uda się zgrabnie zakończyć. Po prostu jazda bez trzymanki … Jednak wyobraźnia reżysera zdaje się nie mieć granic.

*

Co z tego wyszło ? Ewentualnie sprawdźcie sami. Na własną odpowiedzialność oczywiście. Ja czekam na sezon drugi.

.

22 stycznia 2021

Co dalej z Trzema Królami? Część trzecia i według mnie – najciekawsza!

Właściwie od początku planowałam napisać o tym, że będąc w Iranie natknęłam się na ślady Trzech Mędrców, ale „po drodze” utknęłam w mojej opowieści wśród zakurzonych manuskryptów. Czas na poszukiwania w terenie.

Ciekawi? Zapraszam Was do odwiedzenia krainy Trzech Królów śladami ich ziemskiego żywota i wędrówki za Betlejemską Gwiazdą.

.

25 stycznia 2021

Dzień dobry! Ale piękna bestyjka, to znaczy zima do nas przyszła 🙂

.

Kolejna porcja dobrych wiadomości i uśmiechu na poniedziałek. Co prawda wiadomości wątpliwie dobre a i uśmiech lekko przez łzy, ale nie narzekajmy, bo nie o to chodzi.

Narzekać potrafi każdy Polak, ale żeby zobaczyć dobre strony rzeczywistości to już mniej chętnie.

Zgłosiłam swoją chęć zaszczepienia się w Narodowym Programie Szczepień i uwaga! natychmiast dostałam potwierdzenie, że moja chęć została odnotowana i NATYCHMIAST kiedy przyjdzie moja kolej zostanę o tym poinformowana.

Kroniki koronawirusa 2021 - szczepienia
.

Niestety, byłam dociekliwa i postanowiłam dowiedzieć się kiedy przyjdzie „moja kolej”. Spodziewałam się dość odległego terminu, ale wynik jaki otrzymałam w kalkulatorze szczepień wprawił mnie w takie zdumienie, że jeszcze w nim tkwię: koniec października 2022! 2022!!! Ale to tylko wtedy, gdy zgłoszę astmę, bo inaczej 2024 …

Ale, ale! ja widzę w tym także dobre strony. Do tego czasu wyjdą na jaw wszystkie skutki uboczne szczepionki, mikroczipy zaczną działać, kto miał zmutować to zmutuje…

*

Dobrze, że szczepionka nie jest sprawą życia i śmierci ( tu poleciłabym film „El bar” rekomendowany przez naszych znajomych z #CowMadrycie ).

A jeśli Wam jednak nie do śmiechu to posłuchajcie jak będzie wyglądać Polska odmiana wirusa. Taki Polski Wirus Narodowy !

https://fb.watch/3bNx6EKCZo/

.

27 stycznia 2021

Pisałam już, że odkąd wprowadziłam wewnętrzny przymus radosnych i optymistycznych poniedziałków notuję obniżkę nastroju najdalej w środę … Sinusoida semanalna – tak bym to nazwała.

Dziś właśnie jest ta środa. Wszystko źle. W poniedziałek było „O jaka piękna zima!”, dziś jest:”Znowu więcej tego białego g… na moim samochodzie”. Wiadomości do d… a na dodatek dla podbicia nastroju Międzynarodowy Dzień Pamięci o Holokauście.

Padający śnieg potęguje wrażenie zamknięcia, odcięcia od świata i wiecznego półmroku. Przecież gdybym lubiła takie klaustrofobiczne klimaty, już od dawna mieszkałabym w Skandynawii..

Ogłaszam środę dniem wewnętrznego sprzeciwu. NIE / NO / NON / NÃO / OHI / Nein

Nie zgadzam się na to co się dzieje z moim życiem. Na znak protestu wyjdę na ten padający śnieg i … zostanę w krótkiej chwili kolejnym bałwanem z czerwonym nosem. Zły plan …

Czyli pozostaje mi bunt wewnętrzny, znaczy w domu. Czyli dzień jak co dzień… Ech!

Przypomniał mi się świetny film na temat wewnętrznej niezgody na otaczającą nas rzeczywistość. Bunt, który przyszedł za późno.

 „Mientras dura la guerra” ( „Póki trwa wojna” ) Alejandro Amenábara

Jak dla mnie mógłby nosić tytuł „Upadek profesora Unamuny”. Film z 2019 roku, więc sporo wody upłynęło zanim się z nim zmierzyłam. Świadomie odkładałam tę chwilę znając temat – rok 1936, początek wojny domowej i dojście do władzy generała Franco. Konfrontacja z tematem hiszpańskiej wojny domowej w wykonaniu Hiszpanów jest zawsze bolesna. Ten rachunek krzywd nie został jeszcze zamknięty i każdy kolejny głos w tej sprawie jest jak wiwisekcja z wyciąganiem flaków na wierzch. To musi boleć.

.

Tymczasem film sam przyszedł do mnie podczas poszukiwań czegoś innego w Internecie i absolutnie mnie zachwycił na kilku poziomach. Ten pierwszy – wizualny – jest oczywisty. Scenerię dla większości ujęć stanowi Salamanka. Widzimy piękny Plaza Mayor, uliczki „Złotego Miasta” i imponujące wnętrza uniwersytetu. A wokół surowy, wysuszony krajobraz Starej Kastylii.

Drugim powodem zachwytu była dojrzała ascetyczna gra aktorska.

Mamy tu dwie płaszczyzny i dwie główne postaci. Profesora Miguela de Unamuna, w którego wcielił się chyba najbardziej znany baskijski aktor Karra Elejalde ( burkliwy Koldo z „Hiszpańskiego temperamentu” i „Jak zostać katalończykiem”, które kiedyś polecałam) oraz generała Francisco Franco Bahamonde, wspaniale zagranego przez mało znanego Santiego Prego (dostał nawet nominację do nagrody Goi dla najlepszego debiutanta).

*

Przyznaję, że o głównym bohaterze – Miguelu de Unamuna nie wiedziałam wcześniej zbyt wiele. To wybitny hiszpański poeta, filozof i językoznawca, rektor uniwersytetu w Salamance.

W 1936 roku jest już w podeszłym wieku ( 72 lata) i stanowi niekwestionowany autorytet intelektualny dla całych pokoleń Hiszpanów, mimo, że słynął ze zmieniających się poglądów. Był krytykiem skostniałej monarchii i zwolennikiem liberalizmu, potem jedną z ikon Drugiej Republiki, następnie krytykiem anarchii, rewanżyzmu i brutalnego antyklerykalizmu. W początkowej fazie powstawania faszystowskiej Hiszpanii zbliżył się do prawicowej opozycji, mówiąc: „W tym momencie jednak, absolutnie kluczowym jest, by porządek został przywrócony”.

Aż wreszcie Unamuno stał się, nie do końca z własnej woli, jednym z głównych ideologów przyszłego reżimu, jako autor spopularyzowanego przez propagandę frankistowską hasła „obrony wartości chrześcijańskiej cywilizacji zachodniej”.

Unamuno tymczasem chciał po prostu stać z boku, mówił o sobie „Nie jestem ani faszystą, ani bolszewikiem. Jestem sam”. Można powiedzieć, że Unamuno był wzorcem inteligenckiego symetrysty, osobą, która w czasie dzisiejszych protestów mówiłaby: „mają prawo protestować, ale po co niszczyć pomniki …” czy „… ale po co tak przeklinają”.

W ostatnich scenach widzimy jak ten starszy człowiek, próbuje wywikłać się z aliansu z nowym reżimem, próbuje obronić swoje dobre imię, wystąpić w obronie wartości, jakie reprezentował całe życie i jak załamuje się rozumiejąc, że przegrał. Tam, gdzie wojna toczy się o pryncypia, milczenie, stawanie po stronie tych, którzy mają po swojej stronie brutalną siłę, to plamienie sobie rąk krwią. Krwią przyjaciół.

*

Drugą postacią w tym filmie jest generał Francisco Franco Bahamonde. Obserwujemy jego drogę z dowodzenia w Maroku po tytuł Generallissimusa. Widzimy jak przybywa do Hiszpanii, bez planu, bez pomysłu na siebie, pchany jedynie żądzą władzy. Powoli dojrzewa i zaczyna budować swoją legendę, a inspirację znajduje w słowach Unamuny o konieczności ratowania zachodniej cywilizacji chrześcijańskiej. Mnie zafascynowała ta twarz bez żadnych ludzkich uczuć, ściszony, niewyraźny głos, upór i rodzaj bezwzględnego sprytu, który stał się przysłowiowy. „Franquito el cuquito”, jak o nim powiedział jedyny z rady generałów, który rozumiał zniknięcie słów „dopóki trwa wojna” z dokumentu przekazującego władzę generałowi Franco. Trwała więc do 1975 roku.

No i jest jeszcze genialny ( i bynajmniej nie ascetyczny) Eduard Fernández, jako generał José Millán-Astray, zwany „sławetnym inwalidą” przez brak oka i jednej ręki, główny propagandzista reżimu i autor hasła „¡Viva la Muerte!”.

Świetny film o tym, że trzeba bronić wartości, w które się wierzy, czyli zawsze aktualny. I w Hiszpanii i w Polsce dzisiaj. Naprawdę polecam.

Film otrzymał 5 Nagród Goya 2020 w kategoriach: najlepszy aktor drugoplanowy (Eduard Fernández), scenografia, kierownictwo produkcji, charakteryzacja i fryzury, kostiumy.

Kogo zainteresował upadek profesora Unamuny – ciekawą recenzję filmu znajdziecie tu: http://pelnasala.pl/poki-trwa-wojna/

.

1 lutego 2021, poniedziałek!

No cóż, po wczorajszej Niedzieli Mocy, pełnej pozytywnej energii, dzisiaj siłą rzeczy musi zaistnieć spadek, czyli „dół”. Takie jest odwieczne prawo natury…

Jest to już 46 poniedziałek, kiedy mogę bezkarnie ignorować budzik, bo początek tygodnia mnie nie dotyczy. Od zatrzymania mojego prywatnego życia minęło 328 dni co stanowi:

10 miesięcy i 22 dni

46 tygodni i 6 dni

7.872 godziny

472.320 minuty

28.339.200 sekundy

79 wpisów na blogu

setki podtrzymujących na duchu wpisów na Facebooku

Na dodatek, zaczęłam się orientować, że to już nawet nie jest „dzień świstaka” – jeden podobny do drugiego. Odkąd nastał rok 2021 świat się zamyka zamiast otwierać, a każdy kolejny poniedziałek przynosi pogorszenie sytuacji. Taktyka na przeczekanie okazuje się chybiona… Może czas pomyśleć o jakiejś alternatywie do czekania na powrót do normalności ?

Dobrze, ale najpierw kawa. Myślenie musi poczekać.

Kroniki koronawirusa 2021 - kawa
.

A właściwie to, jak mówiła Scarlet O”Hara: „Pomyślę o tym jutro”. Za tę światłą radę ją cenię.

Na razie podzielę się z Wami mądrościami z internetów w temacie kawy.

Miłego poniedziałku! Niech słońce i kawa będzie z Wami by rozpraszać mroki pandemicznej rzeczywistości.

.

3 lutego 2021

Kochani, jedziemy dalej z Trzema Królami. Część ostatnia i według mnie – ciekawsza od ostatniej „najciekawszej”!

Wiem, wiem, rozpisałam się, biję się w piersi ze skruchą, ale temat mnie wciągnął. Prawda jest taka, że jest jeszcze tyle ciekawych wątków, że mogłabym historię Trzech Króli pociągnąć do Wielkanocy.

Bo czy nigdy nie zastanawialiście ( na przykład ) co stało się z prezentami od Trzech Królów? Albo czy mieli oni potomków? Gdzie ich szukać? Tych potomków naturalnie. I tak dalej…

Ludzi średniowiecza te sprawy niezwykle zajmowały i starali się odpowiedzieć na każde tego typu pytanie. Ja do tych poruszających kwestii wrócę ( być może ), ale już w przyszłym roku.

Tymczasem kończymy naszą wyprawę na Wschód – do Iranu – dawnej Persji.

Mimo wielu pytań i wątpliwości dotyczących trzech mędrców, które opisywałam, uświadomiłam sobie, że sama jestem w stanie dostarczyć dowód na istnienie przynajmniej jednego z nich! I to nie sięgając do źródeł, a jedynie do zdjęć i moich własnych wspomnień…

Jeżeli podobała Wam się ostatnia wyprawa do Persji i jesteście ciekawi, gdzie ostatecznie doprowadzą nas Trzej Królowie, to zapraszam do kontynuacji wędrówki śladami Magów do surowej krainy na burzliwym pograniczu geograficzno-historyczno-religijnym. Do miejsca trochę poza czasem.

Niektórzy średniowieczni pisarze lokalizowali je w pobliżu mitycznego Edenu.

To co, dacie się namówić na kolejną wyprawę?

.

8 lutego 2021

Czy widzicie to białe szaleństwo za oknem? Nazywa się Tristan i pochodzi z Bretanii oraz Wysp Brytyjskich ( co zgadza się z legendą ).

Kroniki koronawirusa 2021 - śnieżyca
.

Pomyśleć, że od czasów liceum miałam Tristana za takiego niemrawego wymoczka, co to kocha, ale w zasadzie nie wiadomo czy Izoldę czy swoją rycerskość. A tu okazuje się, że prawdziwie męska furia w nim drzemie. Co ją wywołało? Może nadobna Izolda coś mu nagadała we wspólnym grobie, że aż się zagotował i wyszedł ochłodzić rozpalone czoło. Strach pomyśleć, co będzie, kiedy nadciągnie wkurzona Izolda…

Tymczasem od wczoraj śnieg nie daje za wygraną. Świata nie widać w zadymce. Wiatr wiruje w dziwnym, opętańczym tańcu, porywając coraz gęściej padające płatki śniegu i zachęcając do zimowego tańca, te które już zaległy na ziemi, drzewach, dachach… Wielka biel…

Zasypana! Nawet nie chcę wiedzieć ile cm tego białego g ..na leży na moim samochodzie. Nie wierzę, że gdzieś na świecie świeci słońce. W takich okolicznościach przyrody ogłaszam self-lockdown i nikt nie musi mnie przekonywać do pozostania w domu. Ja bardzo lubię zimę, tylko, żeby nie było zimno.

Kroniki koronawirusa 2021
.

Myślę, że okoliczności za oknem to wspaniała zachęta do odświeżenia „Gry o tron”, nieprawdaż.

A może przeczytam po raz pierwszy w życiu „Dzieje Tristana i Izoldy”?

Jeszcze tylko podwójna kawusia i nie ma mnie. Oby do wiosny!

.

A propos „wszystko białe”

Kiedyś we Włoszech, na słynnej Sella Ronda, pod koniec intensywnego dnia jazdy pozostał nam ostatni zjazd z przełęczy w dolinę, gdzie czekał samochód. Z góry prowadziły dwie trasy – czerwona i czarna. Po dość obfitych wcześniejszych opadach śniegu, trasa czerwona wyglądała jak okopy z Wielkiej Wojny, a czarna wydawała się nietknięta ludzką nartą ( czytaj: świeży śnieg po kolana). Wybór był prosty, szczególnie dla mojego ówcześnie 7-letniego „bombelka”.

Wraz z nami wjechał na górę starszy Włoch – instruktor z gromadką przyszłych mistrzów zjazdu, na oko w wieku 4-5 lat. Pan rozejrzał się, po czym skierował „mistrzuniów” na czarną trasę. A kiedy jeden z nich zaprotestował; „Che la pista nera!”, instruktor odpowiedział nie odwracając głowy: „Che nera, che nera? Tutto bianco!” I pojechali!!!

Tak więc mamy: „Tutto bianco”. Mam nadzieję, że w Dolomitach też sypie. Nalegam, aby odświeżyć śnieg po nalocie z Sahary. Po białym jeździ się o wiele lepiej niż po żółtym.

Piasek z Sahary w Alpach

.

10 lutego 2021

Czy kiedykolwiek słyszeliście o najgłośniejszej, najbardziej tajemniczej i bulwersującej kradzieży w Polsce czasu przemian ustrojowych?

Dzisiaj właśnie jest dobra okazja, żeby przypomnieć o rabunku, jaki miał miejsce w nocy z soboty na niedzielę, z 9 na 10 lutego 1991 roku. 30 lat temu z kościoła oo. Dominikanów przy ulicy Złotej w Lublinie, zniknęła relikwia Drzewa Krzyża Świętego.

.

Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że był to jeden z trzech największych na świecie fragmentów krzyża, na którym według tradycji umarł Chrystus. Drewniana relikwia miała kształt krzyża greckiego o wymiarach 30 na 30 cm. Pęknięte w poprzek fragmenty zabezpieczał złoty drut. Cenny, nie tylko ze względów religijnych skarb znajdował się pod opieką lubelskich dominikanów przez ponad pięć wieków.

*

Święta Helena, matka cesarza Konstantyna Wielkiego, odbyła w roku 324 (lub 326) pielgrzymkę do Ziemi Świętej. W pustej cysternie, tuż obok Golgoty, znalazła kilka drewnianych krzyży, pozostawionych tam po egzekucjach. Jeden z tych krzyży wykazywał cudowną moc uzdrawiania chorych. Uznano, że to ten, na którym ukrzyżowano Chrystusa. Drzewo Krzyża Świętego podzielono na mniejsze relikwie, w tym trzy najznaczniejsze.

Jedna została w Jerozolimie, przechowywana w ufundowanej przez cesarza Konstantyna Bazylice Grobu. Drugą wysłano do Rzymu i umieszczono w bazylice Santa Croce del Gerusalemme, ufundowanej przez papieża Sylwestra I. Trzecią przekazano do Konstantynopola i tymczasowo ulokowano w pałacu cesarskim. Cesarz Justynian Wielki wystawił w Konstantynopolu wspaniałą świątynię Hagia Sophia, którą ukończono w roku 537 i do tej świątyni przeprowadzono najświętszą relikwię.

Gdy Jerozolimie zagroził najazd arabski, wszystkie cenne relikwie, w tym także Drzewo Krzyża Świętego, przewieziono do Konstantynopola. Stamtąd relikwia jerozolimska trafiła w 988 roku, wraz z bizantyjską księżniczką Anną, która została małżonką ochrzczonego właśnie księcia Rusi, Włodzimierza, do Kijowa.

*

Kiedy i w jaki sposób relikwia znalazła się w Lublinie ? Dobre pytanie! Już w średniowieczu istniały przynajmniej dwie legendy opisujące przybycie Drzewa Krzyża Świętego do Lublina w różnych horyzontach czasowych. Zdaje się, że przywiózł je dominikanin, biskup kijowski, Andrzej.

.

Czy był to dar, czy „święta kradzież”, możecie przeczytać na stronie klasztoru:

https://lublin.dominikanie.pl/bazylika/relikwie/

Legendę, jak relikwie wybrały Lublin na swoją siedzibę opisałam już kiedyś w poście:

Tam znajdziecie także informacje o licznych cudownych zdarzeniach w historii miasta, związanych z kultem relikwii Krzyża Świętego – ocaleniu z pożaru, czy wprawieniu w popłoch kozaków Chmielnickiego.

*

Jak doszło do kradzieży, dlaczego nie znaleziono sprawców ani samych relikwii, kto stał za ich zniknięciem – te pytania nadal pozostają bez odpowiedzi. Dzisiaj, gdy śledztwo zostało oficjalnie umorzone, sprawę przejęło policyjne Archiwum X. Nowe teorie są prawdziwie sensacyjne!

Dwa lata temu powstał na ten temat film dokumentalny w reżyserii lubelskiego twórcy Grzegorza Linkowskiego – „Świętokradztwo”, o którym więcej poczytacie tutaj:

https://film.wp.pl/gdzie-jest-relikwia-drzewa-krzyza-swietego-lubelscy-dominikanie-nadal-wierza-w-odzyskanie-skarbu-6235760586807425a?nil=&src01=f1e45

.

13 lutego 2021

Święto Zakochanych nadciąga wielkimi krokami ! Wszędzie serduszka, kwiaty, zakochani trzymający się za ręce, prezenty, weekend w Zakopanem…. Atmosfera ocieka wręcz romantyzmem.

Aby zrównoważyć ten niezdrowy nadmiar słodyczy, chętnie przypomnę opowieści o miłości, które nie zakończyły się słynnym „I żyli długo i szczęśliwie”. Wręcz przeciwnie, są raczej z gatunku „żyli krótko i nieszczęśliwie”.

Na początek moja ulubiona historia miłosna ever, a jednocześnie pierwszy wpis na moim blogu.

Westchnijcie proszę nad losem Pedra i Inez!

.

14 lutego 2021

Dzisiaj Św. Walentego, czyli Święto Zakochanych. Z tego powodu, życzę wszystkim, aby cieszyli się pięknym uczuciem spełnienia w miłości. Współczuję tym, którzy uwierzyli drugiej połówce, że nie obchodzi Walentynek.

Aby atmosfera wszechogarniającego szczęścia i miłości nas nie udusiła, mam kilka opowieści o innym obliczu miłości. – wybitnie nieszczęśliwej, wręcz przeklętej, o miłości, która nie dała szczęścia, a co więcej zabrała spokój duszy „na tamtym świecie”.

.

15 lutego 2021

Dzień dobry, czy już osaczyła Was poniedziałkowa rzeczywistość? Czy może jeszcze tkwicie w walentynkowym rozmarzeniu? Dla podtrzymania romantycznego nastroju, a przekór smutnym wiadomościom, postanowiłam kontynuować opowieści o miłości.

Sama byłam zaskoczona ile już na ten temat napisałam. Tak się jednak składa, że wszystkie te wpisy, co do jednego, opisują miłość tragiczną. Postanowiłam to naprawić!

Pamiętając, że poniedziałek sam z siebie stresogenny, należy zaczynać pozytywnie, napisałam specjalnie na dobry początek tygodnia, opowieść o miłości spełnionej. O tym, że warto marzyć i starać się dojść do ołtarza choćby po trupach.

Po prostu „ per aspera ad astra” w wydaniu sarmackim 🙂

.

17 lutego 2021

Podobno dzisiaj oficjalny Międzynarodowy Dzień Kota.

Kto ma kota ten dobrze wie, że Dzień Kota jest codziennie.

Kroniki koronawirusa 2021 - kicia
.

21 lutego 2021

Z okazji Międzynarodowego Dnia Przewodnika przypominam ulubione i jakże aktualne obecnie pytanie.

Kroniki koronawirusa 2021 - daleko jeszcze?

Trzymajcie się!

Siostry i Bracia po fachu, najlepsze życzenia z okazji Dnia Przewodnika. Wspierajmy się !

.

22 lutego 2021

Przeczytałam wczoraj ze zgrozą, że podobno w każdy poniedziałkowy poranek umiera mała cząstka nas. No, ale chyba nie w taki poniedziałek jak dziś? Kiedy słoneczko budzi nas i naszą radość życia?

Nie można jednak wykluczyć, że nawet w tak cudowny dzień proces obumierania ma miejsce.

Czy mamy jakikolwiek wpływ na to, jaka część naszego „Ja” zanika? Czy możemy to kontrolować?

Oczywiście, najbardziej pożądane byłoby obumieranie tej części, w której pielęgnowane jest lenistwo i zgnuśnienie. A także zgorzknienie i zbyt realistyczne ( negatywne ) spojrzenie na życie.

Tego jednak nie możemy być pewni. A co jeśli obumiera nasze „wewnętrzne dziecko” ? Ta część, która odpowiada za nasz zachwyt nad światem i wiarę, że ludzie są dobrzy a złe rzeczy spotykają nas przypadkiem? Ta cząstka naszego jestestwa, na którą moglibyśmy wziąć „500+”?

Kroniki koronawirusa 2021 - mem
.

Fatalnie… Ale zastanówmy się… Co uśmierci poniedziałek – czy to, co uśpione, czy to, co aktywne? Stawiam na to drugie. Zatem wstajemy bez zbytniego entuzjazmu, by nie budzić „wewnętrznego dziecka”, najlepiej mamrocząc pod nosem jakieś inwektywy na temat poniedziałku. Następnie pobudzamy tę najbardziej marudzącą część naszego „Ja” kawą i kiedy już zaczyna się ostro rozkręcać – trach!!!! poniedziałek zabiera swoją daninę.

A my, uśmiechnięci i radośni, budzimy nasze „wewnętrzne dziecko” drugą kawką i zachwycamy się urodą świata. Taki plan 🙂

.

25 lutego 2021

Lubicie śledzić literackie tropy w całkiem realnych i znanych Wam miejscach? Jak kod da Vinci w Paryżu czy Londynie?

Sądzę, że tak. Ja uwielbiam pasjami, dlatego zapraszam Was do wędrówki po Barcelonie, aby odkryć Kod Gaudíego …

Dzięki tej lekturze poznacie:

Drzewa Moria
Ludzi – Kroksztyny
i wiele innych głupot
a także zobaczycie piękne zdjęcia i może dowiecie się mimo wszystko czegoś ciekawego o geniuszu Antonio Gaudíego ?

Zapraszam!

.

27 lutego 2021

Sobota! Jak miło. Można odpocząć po trudach tygodnia, zająć się słodkim nic-nie-robieniem, albo robieniem rzeczy mniej istotnych. Może spacer? Słowem- czas dla siebie.

Pod warunkiem oczywiście, że już było jeżdżone na szmacie, cały dom błyszczy, kurz w cudowny sposób zniknął i nie pojawia się w zagadkowy sposób ponownie na wytartych powierzchniach …

Jeśli jednak zauważasz, że kurz leży to lepiej połóż się i ty. I poczytaj.

Zauważyłam, że krytyczna analiza dzieła literackiego spotyka się z zainteresowaniem i przypomniałam sobie, że już kiedyś jedną znaną powieść krytykowałam w odniesieniu do architektury, którą z kolei bezgranicznie adorowałam. Oto efekt.

.

1 marca 2021

Dzień dobry w poniedziałkowe południe, czyli … poranek.

Być może zaczniecie się śmiać, że przez ten przymusowy urlop zupełnie już mi się doba poprzestawiała. Ale nie!

Ja też, co prawda początkowo tak myślałam i próbowałam się zmuszać do wcześniejszego rozpoczynania dnia, wpędzając się nieustannie w poczucie winy. Tymczasem to nie żadne lenistwo, tylko etruski styl życia.

Ostatnio jakoś zabłąkałam się intelektualnie w te rejony i odświeżyłam nieco wiedzę na temat tej fascynującej, tajemniczej i niesłusznie nieco zapomnianej cywilizacji. To Etruskom zawdzięczamy wiele wynalazków, które, jeśli nawet nie powstały w obrębie ich kultury, to podpatrzone u innych, zostały twórczo przeniesione i rozwinięte na gruncie etruskim.

Ich osiągnięcia, sztuka, kultura, administracja, oraz religia stały się z czasem podstawą rozwoju kultury starożytnego Rzymu.

Co więcej, uważam i będę bronić tej tezy, że etruskie zamiłowanie do otaczania się pięknymi przedmiotami a także umiejętność korzystania z życia, co widać na freskach zachowanych w grobowcach etruskich, jest obecnie dziedzictwem każdego szanującego się Włocha!

Oto zdjęcie etruskiego Grobowca Lampartów w Tarquinii. Scena uczty, która mogła zainspirować dużo późniejsze bunga-bunga

Kroniki koronawirusa 2021 - grobowiec etruski
.

No dobrze, zapytacie, ale co to wszystko ma wspólnego z późnym wstawaniem? Otóż ma! Według światłych Etrusków, doba zaczynała się w południe! I mimo wszystko dali radę rozwinąć imponującą kulturę. Co prawda z czasem ulegli Rzymianom, którzy zapewne wstawali wcześniej …

*

Jeżeli interesuje Cię temat Etrusków, proponuję zacząć od opowieści Pauliny Jurkowskiej-Pudełko na portalu Maius. Podróże ze sztuką.

Jeśli nie znacie tego sympatycznego miejsca, to poślubiajcie koniecznie – jest tu interesująco, edukacyjnie i wesoło!

*

Mam w zanadrzu jeszcze jeden argument, że nie należy na siłę robić z siebie skowronka. Amerykańscy naukowcy odkryli nową jednostkę chorobową. Nazywa się dysania i powoduje niezdolność do porannego wstania z łóżka a także pragnienie, by niezwłocznie ponownie się położyć. Dotychczas nie wynaleziono jeszcze leku na to schorzenie.

Kroniki koronawirusa 2021 - dysania
.

I co zrobisz, jak nic nie zrobisz…

PS. Pamiętaj – im później wstaniesz w poniedziałek, tym jest on krótszy!

.

4 marca 2021

Skoro w poniedziałek dokopałam się do Etrusków, to proponuję pozostać w klimacie czasów starożytnych na Półwyspie Apenińskim. Temat na dziś – początki Rzymu.

Obejrzałam ostatnio dwie produkcje filmowe na temat początków przedwiecznego miasta Rzym, Roma Aeterna. Po namyśle postanowiłam odkurzyć mit o założeniu miasta i wrzucić go na mapę odkryć archeologicznych.

Zapraszam do powtórki z mitów rzymskich.

.
*

Jeżeli chcielibyście dziecku przybliżyć mit o początkach Rzymu i pierwszym królu, to raczej nie w tych produkcjach. Nazwałabym je „kino ciemności, błota i wypruwania flaków” …

Serial „Romulus”, serial HBO

„Epicka opowieść o pochodzeniu Rzymu, jakiej jeszcze nie było” – głosi slogan reklamowy HBO. No naprawdę trafiony ( sarkazm ). Dalej natomiast nie zgadza się już nic. Dlaczego ten serial włoskiej stacji SKY, nosi tytuł „Romulus” naprawdę trudno odgadnąć. Jaka idea przyświecała twórcom scenariusza, aby pomieszać wątki, które znamy z mitów i legend, pozamieniać imiona bohaterów i utopić wszystko w mrocznym lesie, pełnym krwi oraz strachu przed bogami i wilkami? Nie wiem.

Tak więc zamiast braci Romulusa i Remusa mamy Yemosa i Enitosa. Przy czym ten drugi już w pierwszym odcinku ginie z ręki wuja Amuliusza a nie brata, jak mówi znana legenda. Tu zawiązuje się akcja i zmierza w …. ciemny las. Jesteśmy w VIII wieku p.n.e a więc w wiekach ciemnych. I ciemność dominuje… Poza tym jest brud, błoto i krew. Dużo krwi wraz z wyrywaniem i zjadaniem bijącego jeszcze serca pokonanego wroga włącznie. Przemoc, nagość, orgie, zdrady, pokazy siły fizycznej i władania bronią z kamienia.

.

Fani takich produkcji jak „Gra o tron”, czy „Wikingowie” byliby zadowoleni, gdyby nie fakt, że nie ma w tym za grosz emocji. Jeśli natomiast ktoś liczy na wierną ekranizację legendy o Romulusie i założeniu Rzymu, niech odpuści bez oglądania.

*

Widzę w tym co prawda, jakąś próbę racjonalizacji legendy o wilczycy, która sprowadzona tu jest do dzikuski z plemienia wywodzącego się od Osków. To ona skłania Yemosa-Romulusa do wkroczenia na ścieżkę wolności, niezależności i zemsty. Yemos kilkakrotnie głosi, że bogini Ruma go ocaliła i wykarmiła … Jednak pokrętne to mocno. I dość nudne. Więcej chyba nie mogę zdradzić, bo a nuż ktoś zechce obejrzeć.

Na „plus” trzeba przyznać, że lista konsultantów naukowych jest imponująca, dzięki czemu przedstawiony świat starożytności, kiedy nie występowała jeszcze potężna cywilizacja rzymska, a Lacjum było podzielone na liczne „miasta” i plemiona, wydaje się być bardzo wiarygodny.

Po pierwsze „primo” – bohaterowie podobno posługują się archaiczną łaciną. I musimy wierzyć , że tak jest, bowiem nawet jeśli miałeś kiedyś romans z tym martwym językiem i wydawało Ci się, że potrafisz odczytać inskrypcję a nawet sklecić kilka zdań, to tu bez napisów nie zrozumiesz nic. Tak jest archaicznie. Z drugiej strony za dużo dialogów nie ma, bohaterowie wyrażają swe cierpienia za pomocą powłóczystych spojrzeń lub nieodgadnionego wyrazu twarzy.

Po drugie – korzystając z konsultacji z archeologami, ekipa scenograficzna spróbowała odtworzyć antyczne miasto Alba Longa, a za inspirację do kostiumów, ozdób i broni posłużyły autentyczne artefakty wydobyte podczas wykopalisk na terenie Lacjum oraz malowidła naścienne z czasów Etrusków.

*

I tyle dobrego mogę powiedzieć o tym z lekka bezsensownym serialu.

Ale nie! jest jeszcze świetne intro – rewelacyjny cover utworu „Shout” Tears for Fears.

.

Oglądacie na własną odpowiedzialność!

Pierwszy król, film, HBO

Po przebrnięciu 10 odcinków serialu „Romulus”, jakby mało mi było umartwień, poszłam za ciosem i postanowiłam zobaczyć film, który zainspirował podobno twórców „Romulusa” do stworzenia tegoż serialu jako spin-offu do filmu. Wam radzę jednak kolejność odwrotną. Skomplikowane? Owszem. Niby podobne, ale jakże inne.

.

Widzimy tu wiele twarzy znanych nam już, możemy rozpoznać motywy i wizualizacje, które wykorzystano potem w serialu. Więcej tu mroku i błota. VIII wiek pne po prostu w nim tonie. O ile serial zaczyna się od suszy, to w filmie wita nas katastrofalna powódź.

Fabuła, przeciwnie do serialu, to prawie kanonicznie przedstawiony mit tyle, że zabrakło w nim wilczycy. Bracia Remus i Romulus są pasterzami, tracą stado owiec i w dramatycznych okolicznościach trafiają do niewoli mieszkańców osady Alba Longa. Mają zginąć w trakcie rytuału, ale udaje im się uciec wraz z grupą podobnych im straceńców. Przedzierają się przez posępne lasy starożytnego Lacjum, pełne realnych i wyobrażonych strachów. Romulus jest poważnie ranny i w zasadzie przez większość filmu leży i jęczy, Remus jednak nie zamierza go porzucać. Dzięki swej determinacji szybko podporządkowuje sobie towarzyszy ucieczki, stając się prawdziwym wodzem. Braci łączy bardzo silna więź, jak więc doszło do tego, że Romulus zabija Remusa i zakłada osadę dającą początek największemu imperium starożytności? No cóż… zobaczcie sami.

*

Jeśli ktoś szuka epopei o mitycznych herosach w stylu „Troi”, to niech nie ogląda. Film pozbawiony jest rozmachu, bogactwa strojów i dekoracji, efektownej batalistyki, raczej mamy tu widok utytłanej w błocie gromady obdartusów rozwalających sobie kończyny maczugami. Walki są przedstawione bardzo realistycznie i ze szczegółami. Nic nie jest ładne ani dopasowane do naszych wyobrażeń – nie ma tu wątku miłosnego, silnych kobiecych postaci i filozoficznych rozważań nie pasujących do ludzi, których codzienność równała się ciągłej walce o przetrwanie. Prarzymianie są ludźmi dzikimi. Mieszkają w prostych siedzibach skleconych z drewna i trzciny, a zamiast białych tunik kojarzących się nam ze starożytnością, noszą zgrzebne szaty lub wyprawione skóry.

.

Oczywiście, zgodnie z aktualną modą, nie ma mowy o angielskim w ustach przodków Rzymian. Bohaterowie mówią archaiczną odmianą łaciny, zrekonstruowaną przez naukowców z Sapienza Universita di Roma. Dialogów znowu jest jednak w filmie niewiele, zastępują je miny, grymasy i dziwaczne gesty. Zdjęcia kręcono wyłącznie w plenerze i z wykorzystaniem naturalnego światła. Nawet sceny nocne rozświetlane są jedynie przez pochodnie i ogniska, co momentami robi wrażenie rodem z horroru. Zdjęcia są naprawdę świetne.

.
*

Jeśli na pewno, mimo ostrzeżeń, chcesz zagłębić się w mroczne początki Rzymu, to polecam raczej film „Pierwszy król” niż serial „Romulus”. Żaden z nich, z pewnością nie nadaje się na rozrywkę familijną.

Podkreślam jednak, że mimo wad scenariusza i pokrętnych interpretacji mitu, obydwie produkcje mają fantastyczny walor poznawczy – Italia w VIII wieku p.n.e. tonęła w mroku, błocie i krwi. Nie było białych marmurów, imponujących pałaców, eleganckich tóg senatorskich. Bohaterowie nie jedli pizzy, ani nawet pasty, nie było Lavazzy, ani Gucciego czy Dolce&Gabbana. Serio !

Była prosta walka o przetrwanie.

.

8 marca 2021

Dzień Kobiet

Taki poniedziałek nie może być zły ! Apeluję do Was kobiety, zróbcie się dziś na Księżniczki i bądźcie szczęśliwe!

Na przekór pogodzie, na przekór ograniczeniom, na przekór całemu światu!

Kroniki koronawirusa 2021 - kwiatki
.

Ja dziś planuję mentalnie oddzielić się grubą czerwoną linią od wszelkich nieprzyjemności, otoczyć bańką szczęścia i spędzić miło ten dzień. Nawet wstałam dziś nieco wcześniej, aby poczucie szczęścia trwało dłużej.

No to do roboty Księżniczki, umeblujcie dziś swoją głowę w radosnych klimatach.

Miłego Dnia Kobiet! Bądźcie dla siebie dobre na wiosnę!

.

10 marca 2021

To już rok!

Dzisiaj mija dokładnie 365 dni od kiedy wróciłam z Hiszpanii i zostałam poddana kwarantannie. To dla mnie symboliczna rocznica wejścia w stan pandemii. Potem od niedzieli 15 marca 2020 rząd RP zamknął granice i zaczęło się… a właściwie to skończyło się …

Jaki był ten rok? Oprócz tego, że dziwny, inny i trudny…. Nie sposób opisać go w kilku słowach. Cieszę się, że za Waszą podpowiedzią, pisałam moje „Kroniki koronawirusa”. Teraz mogę sobie ze zdumieniem poczytać, co myślałam, co czułam, jak się łudziłam nadzieją na szybką odmianę.

Kroniki koronawirusa 2021 - mem
.

Czy był to rok stracony? Na pewno nie. Pewne sprawy udało mi się uporządkować, trochę pojeździłam po regionie, odkryłam na nowo własne miasto. Nadrobiłam zaległości w literaturze i kinematografii. Zweryfikowałam przyjaźnie.

Kroniki koronawirusa 2021 - chleb
.

Trudno jednak uznać, że 2020, po pierwszej traumie, okazał się pasmem sukcesów ( o zawodowych w ogóle zapomnijmy ). To wszystko, mam wrażenie jest życiem „zamiast”. Czekaniem na „jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie”…

Kroniki koronawirusa 2021 - mem
.

Tymczasem to hasło 2020 roku jest już, w moim odczuciu, nieaktualne. Nic już nie będzie „normalnie” w sensie naszego dawnego życia. Nasz dawny świat umarł na Covid-19. Rodzi się nowy porządek, nowy świat, nowe reguły życia społecznego, podróżowania. Czy nam się to podoba, czy nie.  

*

Jeden z moich znajomych napisał ostatnio na FB, wspominając swoją ostatnią podróż do Azji w marcu 2020, że był to moment, kiedy zastanawiał się jak długo może jeszcze ciągnąć takie życie na walizkach. Miniony rok udowodnił mu boleśnie, że jest stworzony do życia na walizkach.

Ja cierpię na ten sam syndrom. Dlatego nie ułożyłam sobie wygodnie życia w innej branży i mając świadomość nadchodzących zmian, nie przestaję krzyczeć wewnętrznie: „Oddajcie mi moje życie na walizkach! Oddajcie mi świat!”

I właśnie to niepogodzenie się z rzeczywistością sprawia, że czekam na „nowe otwarcie”. Kończę, więc niniejszym żałobę po dawnym życiu i zamykam „Kroniki koronawirusa”. Być może pod tym hasłem pojawią się jeszcze jakieś wpisy dotyczące aktualnej sytuacji. Chciałabym, gorąco sobie i Wam tego życzę, zamknąć „Kroniki” na zawsze wpisem typu: „Pandemia została opanowana. Wracamy do zwykłej aktywności. Czas start!

*

Co zamiast? To samo, ale bez przypominania, że o wirusie, który nas więzi w zawężonej rzeczywistości. Będą pogodne poniedziałki, polecajki filmowo-książkowe, wspomnienia, ciekawostki historie, które wydały mi się interesujące, na tyle, że warto się nimi podzielić.

Jeżeli oczekujecie ode mnie czegoś więcej, piszcie!

Tymczasem, dla tych, którzy chcą sobie przypomnieć stany „covidowe”, emocje pierwszych tygodni huśtawkę nastrojów kolejnych miesięcy –  oto „kroniki koronawirusa” w pełnym wydaniu. Są tu wzniosłe przemyślenia i żałosne heheszki z pandemicznych lęków, opisy stanów depresyjnych i małych sukcesów, żarciki i wzruszenia ramion. Miłej lektury!

https://travelblog.sopol-lublin.pl/category/kroniki-koronawirusa/

Kroniki 1-2
.
***

Jeśli spodobał Ci się mój tekst będę wdzięczna za poświęcenie mi chwili uwagi:

  • Odezwij się proszę w komentarzu, to momencik, a dla mnie to bardzo ważna wskazówka i motywacja.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest interesujący na tyle, że warto się nim podzielić się z ze znajomymi – udostępniaj śmiało ! Dla mnie to ważny znak, że ktoś docenia moją pracę. 

Bądźmy w kontakcie, jestem na Facebooku / fanpage’u i tu. Codziennie dzielę się tam nowymi zdjęciami, inspiracjami, ciekawymi opowieściami zasłyszanymi podczas podróży. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *